wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 6 Przysięga zemsty

Clary stała lekko się uśmiechając i czując jak z tego szczęśliwego widoku przyśpiesza jej serce. Tylko jedno i najważniejsze nie dawało jej spokoju. Wyrzuty sumienia będą ją później długo nękać. Ma przed sobą człowieka, który uważa się za największego szczęściarza na ziemi, ale jednak nie wie, że to nie potrwa długo.
Czuła gorzki smak w ustach i ból, którym będzie dalej żył ten człowiek po ponownej utracie rodziny. Zaczynała żałować, że w ogóle przywołała ją na chwilę. Uświadomiła sobie, że to tylko pogorszy sprawę.
Westchnęła głośno i podeszła do Wiliama i Sophie.
Pierwszy raz popatrzył na nią wielkimi, szklanymi oczami wypełnionymi łzami. Uśmiechał się ukazując wszystkie zęby i znów popatrzył na żonę i syna.
-Sophie...- wyszeptał, ale można było wyczuć zawartą w tym słowie moc tęsknoty i miłości. Rzucił się przez podium prosto w jej objęcia, ale przeszedł ją na wylot. Na postaci Sophie pozostała tylko mocniejsza poświata światła. Zdziwiony Wiliam nie odwrócił się nawet przez chwilę aby spojrzeć na ukochaną. Zacisną mocno dłonie w pięści i staną przodem do Clary ze złością w oczach. Czuła, że w każdej chwili może na nią skoczyć. Odruchowo cofnęła się parę kroków, prawie wpadając na Jace'a.
-Po co mi to pokazałaś?!- wykrzyczał, a jego głos odbił się echem od ścian. Clary poczuła, że Jace stanął bardzo blisko niej, głośno oddychając. Zerknęła na niego bokiem i zobaczyła, że trzyma w gotowości jeden z sefickich noży.- Jesteś taka sama jak brat i ojciec! Sprawiacie tylko sam ból i sprowadzacie śmierć. Ale nie pozwolę na to! Przeklinam całą waszą rodzinę!
-Wiliamie.- odezwała się spokojnie Sophie. -Nie możesz się mścić. To uczucie cię zgubi.- obrzucił ją tym samym spojrzeniem co Clary.
-Mylisz się! Ono mi pozwala żyć! Bez was umieram każdego dnia, każdej minuty moje ciało robi się coraz bardziej puste, a tylko chęć zemsty motywuje mnie do życia!- odwrócił się znów do Clary. Widziała taką nienawiść, że przeszedł ją chłodny dreszcz. Chwycił ponownie miecz z pochwy i opuszczając go przy boku, zbliżył się o krok w jej stronę. Teraz dopiero zauważyła jak bardzo czarne są jego oczy, a rysy twarzy podobne i znajome.
-Przysięgam tu przed tobą.- wskazał mieczem na Clary.- Czyli na anioła, że nie spocznę dopóki wszyscy winowajcy Clave nie zostaną zabici!- wykrzyczał to głośno na całą salę. Opuścił niechętnie miecz , który jarzył się teraz dziwnym czerwonym blaskiem. Przeszywając wzrokiem Clary i Jonathana, zszedł niechętnie z podium. zerkną jeszcze na Sophie gniewnym spojrzeniem i przyśpieszył. Szedł szybko pomiędzy rzędami nie odwracając się do tyłu i nie spoglądając na boki. Przeszedł przez otwarte wrota od Sali i zniknął w snopie słonecznego światła.
Przez chwile wszyscy pozostali w głębokim zaszokowaniu i grobowym milczeniu. Clary poczuła jak nigdy wcześniej potęge tej przysięgi. Nagle zaczęła ją palić skóra na dłoni. Podniosła ją z cichym jękiem, który nie uszedł bez zauważenia. Jarzyło się na niej dziwne, jaskrawe światło, które formowało się na jej wierzchu. Uczucie było takie jak przy rysowaniu runów stelą tylko niewyobrażalnie mocniejsze. Po chwili przybrało to na sile, a Clary krzyknęła kucając i chowając dłoń. Skulona czuła jak ból pulsując rozlewając się na całe ciało ,jak żywy nieujarzmiony płomień. Po chwili, nawet gdy miała zamknięte oczy, zobaczyła oślepiające światło. Ból zelżał, ale wciąż rozchodził się z dłoni na ciało. Cała zesztywniała, ale poczuła silnie dłonie, które uniosły ją w powietrze. Otumaniona spod prawie zamkniętych powiek zobaczyła Jace'a. Patrzył na nią z troską, a jego złote oczy jaśniały z nerwów i podenerwowania. Mimowolnie uśmiechnęła się do niego. Chciała go dotknąć, przejechać dłonią po zarysie szczęki i kości policzkowych, ale przesłonił to mrok. Kolejna fala bólu przytłoczyła jej wszystko strącając w ciemność. Próbując ją zwalczyć, przed utratą przytomności usłyszała wołający ją głos Jace'a.

Była w ciemnym pozbawionym światła lesie. Ze wszystkich stron otaczały ją drzewa i najróżniejsze dzikie rośliny. Nagle z gęstwiny wyłonił się Wiliam z nienawistnym spojrzeniem i czerwonym połyskującym mieczem. Uśmiechał się złowieszczo, a jego twarz była wykrzywiona z bólu. Z pleców wyrastały mu rozłożone na boki czarne lśniące skrzydła. Podchodził z uniesionym  mieczem w jej stronę, a mrok jakby do niego legną. Nagle w lesie zobaczyła pierwsze złotawe światło. Okazało się, że dłoń pulsuje niczym płomień, a bijący od niego żar, aż parzył. Wiliam był coraz bliżej, a ona miała tylko ten ogień. Nagle Wiliam zniknął, a na dłoni zamiast płomieni pojawił się znak. Był to symbol obietnicy i zapieczętowania losu. Jej i Wiliama...

Otworzyła szybko oczy, ale zaraz je zamknęła. Tam gdzie była przywitało ją oślepiająco białe światło, które aż bolało od przyzwyczajenia się oczu do ciemności. Niechętnie spróbowała kolejny raz, tym razem spokojniej. Gdy otworzyła powieki, wszystko było zamazane i spowite jaśniejącą mgłą. Po chwili obraz się wyostrzył i zobaczyła postać, opartą leniwie pod ścianą. Dostrzegła złote włosy idealnie pasujące i podkreślające ten sam kolor co u oczu. Kości policzkowe były mocno zaznaczone, a naciągnięta skóra na twarzy idealnie podkreślała linię szczęki. Jego ciało było umięśnione naznaczone małymi jasnymi bliznami po latach rysowania runów. Czarne tym razem ubranie podkreślało zarys mięśni na brzuchu i dawało dużo miejsca na chowanie broni. Uśmiechnęła się szeroko na ten widok i po chwili złote dzikie oczy zwróciły się w jej stronę. Po chwili były już tak blisko, że przesłaniały jej cały świat. Dołączył do tego jeszcze anielski, śnieżnobiały uśmiech. Poczuła ciepło na policzku i przeszedł ją przyjemny dreszcz.
-Jace.- wyszeptała, a on jeździł delikatnie palcami po jej twarzy. Głaskał czoło schodząc do kości policzkowych, brody i ust wykrzywionych w lekkim uśmiechu.
-Myślałem, że umrę, aby cię znów dotknąć.- powiedział cicho i czule.
-Nie musiałeś się tak poświęcać. Ubiegłam cię.- uśmiechnął się szerzej i nachylił się ku jej twarzy. Zobaczyła jak jego źrenice się rozszerzając, co nadało mu to drapieżność. Przejechał ciepłymi ustami po jej policzku i zjechał do usta. Nagle z łagodności zmienił się w czystą namiętność. Rozchylił szerzej jej i swoje wargi, a usta połączył się w jedno. Nagle poczuła, że łóżko po jej bokach  zapada się, a sam Jace opiera się nogami nad nią. Czuła jego umięśniony brzuch przy swoim i delikatność materiału ubrań. Kolejny przyjemny dreszcz oblał jej ciał całkowicie otrzeźwiając. Wyciągnęła dłonie i przyciągnęła go mocniej do siebie. Poczuła jak się lekko śmieje i mruczy z zadowolenia. Przejechała dłońmi po jego włosach, schodząc do pleców, by później zarzucić mu je ponownie na szyję. Nagle przeturlał się łapiąc ją za sobą i teraz ona była na górze, a on przypatrywał  się jej z figlarskim uśmieszkiem spod niej . Jego oczy były niemal czarne od podniecenia, a jego pierś unosiła się bardzo szybko. Usta jeszcze lekko rozchylone miał czerwone od pocałunków. Teraz dopiero poczuła jak jest jej ciepło, a jej serce tłukło się z przejęcia jak oszalałe o jej żebra.
Włosy zwisały jej po bokach przykrywając lekko jego policzki. Wciągną dłoń i zarzucił jej jeden z kosmyków niedbale za ucho. Pod dotykiem jego skóry doznała kolejnego dreszczyku. Jego dłoń przeszła na jej policzek, na którym wykwitł rumieniec.
-Tęskniłam.- powiedziała cicho, a jej głos sam zadrżał.
-Za uwodzeniem mnie w takim stroju, czy całowaniem przystojnego nocnego łowcy.- teraz dopiero spojrzała na swój strój. Miała prześwitująca białą bluzkę na ramiączka, które i tak  już dawno się zsunęły. Podciągnięta i napięta sięgała jej do połowy ud. Przeniosła znów wzrok na swojego towarzysza i zauważyła, że przygląda jej się z zwycięskim uśmieszkiem.
-Za wszystkim.- pocałowała go namiętnie, sunąć dłońmi po jego policzkach schodząc na pierś. On trzymał ją w tali przesuwając rękoma wzdłuż jej ciała.
-Ehym- usłyszeli za sobą. Jace przeturlał Clary i znów był nad nią. Pocałował ją szybko i mocno, a potem zeskoczył zadowolony z łóżka. Clary podniosła zdenerwowana wzrok i zobaczyła Jonathana w drzwiach. Uśmiechał się szyderczo ukrywając ledwo śmiech.
-Bo zacznę żałować, że ci pomogłam.- wytknęła mu z groźbą w oczach. Jace za to parsknął śmiechem i zadowolony rzucił Jonathanowi wyzywające spojrzenie.
-Wybaczcie, że wam przerywam, tylko chciałem zobaczyć czy wszystko dobrze z moją  małą siostrzyczką.- wyszczerzył się zadowolony.
-Nie jestem taka mała. -zaprzeczyła. -Co chcesz, nie widzisz, że jesteśmy zajęci.- dodał Jace
-No wiesz Clary była nieprzytomna dwa dni, a wszyscy się niepokoją i zadręczają mnie pytaniami. Siostra powinna wspomóc brata więc naciągaj coś na siebie i schodź.- powiedział drażniąc się spoglądając na jej ubranie.
-Dobrze daj nam chwilkę.- powiedział wciąż uśmiechnięty Jace.
-Tylko nie deprawuj mi siostry, gdy wyjdę.-zagroził udając powagę.
-Jej to powiedz. Ona ma w zwyczaju uwodzić takich niewinnych przystojniaków jak ja.- Jonathan wzruszył ramionami i wesoło wyszedł zamykając drzwi. Jace odwrócił się do Clary, która przekręciła się na bok podpierając głowę o rękę. Wypięła usta i udała naburmuszoną.
-Ja cię deprawuję i uwodzę?- zapytała wyzywająco.
-A nie? Chodzisz w takich strojach i uśmiechasz się tak seksownie, że nie mogę oderwać oczu.- podchodził coraz bliżej do niej.- Uśmiechasz się i czarujesz mnie błyskiem w oczach. Przerzucasz uwodzicielsko włosami z ramię na ramię. Do tego nieziemsko pachniesz i masz najsłodsze usta na świecie.- był już przy jej łóżku i skoczył na nią jak wampir gotowy na ucztę. Podciągną jej dłonie nad głowę i przytrzymał w nadgarstkach. Schylił się i przejechał ustami od jej brzucha po samo czoło. -I na koniec. Sam jestem za słaby, żeby się tobie oprzeć.- pocałował ja znów namiętnie, przyciągając do siebie mocniej...



5 komentarzy: