-Jonathan...- powiedziała cicho Jocelyn. Jace nie wierzył własnym oczom. Nawet przetarł je kilkakrotnie by się przekonać, czy nie dostaje obłędu.
Ale nie, on stał koło frontowych drzwi, otworzonych na oścież. Miał na sobie jeden z białych strojów żałobnych Nocnych Łowców. Uśmiechał się, a jego włosy wydawały się jeszcze bielsze tworzyć świetlistą aureole. Ale nie to było zdumiewające. Sama jego obecność była cudem, ale jego oczy nie były już czarne jakby pochłaniały każde światełko. Znów błyszczały zdrową, piękną zielenią, widoczna nawet z podium. Poczuł ucisk w żołądku, bo były takie same jak u Clary.
Przeszedł pomiędzy ławami, prosto przed siebie, wpuszczając świeże powietrze z dworu i promienie słoneczne. Zatrzymał się na chwilę przed Jocelyn. Uśmiechnął się szerzej i wyciągną rękę. Ona jeszcze niepewnie chwyciła ją i powstała. Stali na przeciwko siebie patrząc głęboko w oczy. Nagle Jocelyn uśmiechnęła się tak jak on i przyłożyła dłoń do jego zaróżowionego policzka.
-To ty. Naprawdę ty!- powiedziała to i po policzkach poleciały jej lśniące przez promienie światła łzy.
-Tak matko, jestem tu. Ten prawdziwy.-
-Ale jak...jak to możliwe. Widzieliśmy jak umarłeś, od wypalenia Niebiańskim Ogniem z miecza.- nie ukrywała zaszokowania.
-To Clary...- powiedział to i od razu Jace zerwał się z miejsca i podszedł do niego. Simon, Alec i Izabelle powstali z miejsc i także się zbliżyli. Nawet Luke i Magnus ruszyli w ich stronę, aby lepiej słyszeć i widzieć.
Gdy Jace znalazł się na przeciwko Jonathana, chwycił go błyskawicznie i przybliżył w żelaznym uścisku.
-Ona... Czy ona żyje?- nie łatwo zadał to pytanie luzując uścisk.
-Tak.- odpowiedział krótko, ale Jace dostrzegł jakąś iskierkę bólu w jego oczach.- Ale nie wróci. Przykro mi.
-Tobie przykro?! Uratowała twój tyłek, a sama jest gdzieś i nie może wrócić. Co to oznacza? Gdzie ona jest?- krzyczał na całą Salę i czuł spojrzenia wszystkich na sobie, ale to go nie obchodziło. Chciał wiedzieć co się z nią dzieje i zrobił by wszystko aby ja sprowadzić nawet ponowne wtargnięcie do piekła.
-Tak, uratowała mnie, dając drugą szansę. Dostała Run zawarcia Przymierza od samego Anioła Razjela.- mówił to donośnie, a po sali przeszedł cichy szmer. -Ten znak mógł każdemu Nefilim, który ma więcej krwi anioła, by zostać jednym z nich za przysługę.- Jace wypuścił go z uścisku i ledwo trzymał się na nogach. Poczuł, że ktoś go wspiera, aby nie upadł. Zobaczył, kruczoczarne krótkie włosy i niebieskie oczy. Alec zerwał się momentalnie i zjawił się koło niego podpierając go.
-Tak Jace. Clarissa Morgenstern została prawdziwym Aniołem.- szmer w sali przeszedł w głosy niedowierzania i zdziwienia.- Ostatnim życzeniem Clary było ocalenie nas. Poprosiła o ogólny ratunek, czyli wasz powrót do naszego świata, a mnie, abym otrzymał szansę nawet u samego Anioła, który spisał mnie na stratę, już przed urodzeniem.
-A ona...nie może wrócić?- odezwał się po raz pierwszy Simon. Wpatrywał się w Jonathana oczami pełnymi nadziei. Stał właśnie w blasku słońca, gdy Lily z Rady Podziemnych wciągnęła bardzo głośno powietrze.
-Tego nie wiem. Jest teraz Aniołem, czyli można ją przyzywać, ale to wiąże się z konsekwencjami.- Simon zrobił się jeszcze bardziej bledszy, chociaż wydawałoby się to za nie możliwe, jako wampir. Stał jak wryty z stężałą twarzą. Isabelle chwyciła jego dłoń i przysunęła się do niego czule. Jace nie mógł patrzeć na coś takiego. Właśnie się dowiedział, że jedyna siła, która dawała mu sens życia, jest teraz aniołem. Wyrwał się z objęć Aleca, zapewniając wzrokiem, że się kontroluje.
-Co tutaj robisz?- spytał donośnie ledwo panując nad tonem głosu. Wszyscy skierowali wzrok z Jace'a na Jonathana, który już się nie uśmiechał. Odszedł oo nas kierując się w stronę podium.
-Nie podchodź w stronę pani Konsul, Sebastianie.- odezwał się szybko Robert.
-Chcę zabrać głoś, oficjalnie.- poprawił się szybko. -Muszę wam przecież wszystko wyjaśnić, nieprawdaż.- znów używał tego przesłodzonego głosu, który Jace dobrze zaznał. Nauczył ich tego Valentine, aby mogli wpływać na ludzi. Niechętnie i z wahaniem zabrała głos Jia
-Dobrze Sebastianie. Clave pozwala ci mówić. Podaj powód zabrania głosu.- ostatnie słowa wypowiedziała z nieskrywaną złością.
-Po pierwsze chcę poprzeć Jace;a, Magnusa i Luka w sprawie łagodnej kary Faerie.- na sali znów wybuchły głosy sprzeciwu.
-On nie ma prawa!
-To on wszystko na nas ściągną!
Jego powinniśmy sądzić, jako pierwszego!
-Nie jest Nocnym Łowcom, tylko zdrajcą Clave! - tym razem zadziałał Magnus. Tylko pstryknął palcami i wszystkie magiczne kamienie w Sali zajarzyły się oślepiającym światłem. Zrobiło się po chwili kompletnie ciemno, ale było czuć napięcie w powietrzu. Magnus zapalił w dłoni płomyk niebieskiego ognia i kamienie zaczęły działać. Wszyscy ucichli i popatrzyli się na czarodzieja z wyrzutem, ale i z podziwem.
-Dajmy mu mówić! Podobno Clave wysłucha każdego, więc niech się wypowie!- powiedział lekko wyprowadzony z równowagi. Jonathan skiną w podziękowaniu głową i poszedł dalej stając na środku podwyższenia.
-Po pierwsze, nie jestem Sebastianem. Nazywam się Jonathan Morgenstern. Sebastian, który wyrządził tyle zła i tak go nienawidzicie nie żyje. Został wypalony mieczem z Niebiańskim Ogniem. Wszyscy dobrze
znaliście Valentina.- po tych słowach wszyscy zesztywnieli. -Robił eksperymenty na własnych dzieciach, na mnie i na Clary. Ja dostałem krew demona, a moja siostra anioła. Miecz wypalił ze mnie tą demoniczną truciznę i umarłem. Przed śmiercią na chwilę wróciłem i pożegnałem się z matką i siostrą. -w tym momencie spochmurniał i Jace też.
-Ale na koniec Clary zapytała się mnie znienacka czy chciałbym drugą szansę i czy bym ją dobrze wykorzystał. Odpowiedziałam tak i wtedy pamiętam tylko ciemność i przeraźliwy chłód. Nie czułem swojego ciała, byłem od niego oddzielony. Ale zobaczyłem ją... Clary w snopie światłą. Była piękna i olśniewająca w snopie złotego światła. Wyciągnęła do mnie dłoń i opowiedziała co się wydarzyło. Ze łzami w oczach pożegnała się ze mną i powiedziała, że będzie nas miała na oku. - przeniósł wzrok na Jace'a.
-Wtedy zniknęła, a ja pojawiłem się przez Salą Anioła w stroju żałobnym. Usłyszałem od tej rozprawie w sprawie Faerie i wszedłem. Resztę wiecie już sami. -nikt nic nie mówił, ani nie protestował. Wszyscy wpatrywali się w Jonathana ze zdziwieniem i zaszokowaniem.
-Teraz Clave proszę o zrozumienie i bardzo przepraszam za poczynania w przeszłości. Ale wiedźcie, że Sebastian zapłacił za swoje grzechy i już nie wróci.- uśmiechnął się jakby poczuł wielką ulgę po wyznaniu tego wszystkiego. Niepewnie zza swojego miejsca wstała Jia
-Czy Clave będzie żądało ukarania Se... Jonathana?- spytała wszystkich zgromadzonych i po chwili znów powstał ten sam mężczyzna co wcześniej.
-Ja!- oznajmił stanowczo. Wpatrywał się w Jonathana z nienawiścią ukazując lekko zęby. Cały się trząsł, ściskając mocno pięści.
-Nigdy nie pozwolę aby ten tu, nawet jakby się nazywał inaczej, Żył!- wyciągną miecz z pochwy i wyszedł z rzędu.
-Tyle wycierpieliśmy przez ciebie. Tyle straciliśmy! Zniszczyłeś nasz dom, zabiłeś naszych przyjaciół, rodaków, rodzinę lub zmieniłeś ich w Mrocznych, którzy zabijali swoich bez litości, jak demony. Zbeszcześciłeś ich krwią demona to jest gorsze niż śmierć...- załamał się.
-Nie pozwolę abyś tu stał i prosił o litość nawet skoro nie jesteś nim. Masz jego twarz i to wystarczy!- krzykną i po chwili powstali kolejni popierając go. Jonathan stał zdumiony nie wiedząc co zrobić.
-Mówiłem wam, że to nie byłem ja! Nie karzcie mnie za błędy mojego ojca!-
-To nie były tylko błędy twojego ojca, JONATHANIE. Sam byłeś sobie panem i władcą, chcą sobie panować w Edomie i przy okazji spalić nasz świat!- po woli przybliżał się do Jonathana, który stał wmurowany w marmurową posadzkę.
-Prędzej umrę niż pozwolę ci chodzić niewinnie po ziemi, nie wspominając o Idrisie!- zerwał się z miejsca celując mieczem w pierś Jonathana. Już Jace i inni chcieli zareagować, gdy nagle wielki snop światła przebił sufit sali zrzucając wszystkich z nóg. Przez chwilę nie było nic widać przez zbyt wielką jasność, ale po chwili rozproszony blask zebrał się w jednym miejscu. Zaczął przybierać i formować jakąś drobną postać.
Teraz każdy wstrzymywał oddech na ten widok. Postać się wyostrzyła i teraz można było zobaczyć drobną i chudą dziewczynę o płomiennych rudych włosach.
-Clary...- powiedział zdumiony Jace, mają przed sobą piękną twarz ukochanej osoby. Miała te same zielone
błyszczące oczy wypełnione łzami. Wpatrywała się własnie w niego. Nie przejmowała się spojrzeniami innych tak jak on. Teraz byli sami. Ona i on patrzących sobie w oczy, uśmiechając się w radości.
-Jace wróciłam do ciebie.- łza poleciała po jej rozjaśnionym policzku i wyciągnęła do niego dłoń. Całe zdumienie wyparowało z Jace'a w jednej chwili. Szybko podbiegł do Clary, chwytając mocno za rękę. Przyciągną ją do siebie i przy całym Clave pocałował namiętnie w usta. Bał się, że to sen, lub omam, ale chwytał się go mocno bojąc się, że zniknie. Ale czy coś takiego może być, aż tak cudowne. Miał ją w objęciach. Czuł jej ciepło, jak łączą się w jedno pod wpływem dotyku. Całował ją zawzięcie rozchylając coraz bardziej jej wargi. Po chwili odchylili się od siebie niechętnie i odetchnęli.
-Jesteś tu...- wyszeptał to z szerokim uśmiechem i w ciągłym niedowierzaniu.
PIĘKNY !<3 WZRUSZAJĄCY !<3 Popłakałam się na koniec !!! Masz wspaniały talent !!! Czekam z niecierpliwością na następny rozdział <333
OdpowiedzUsuńDziękuję ci! Miło mi słyszeć takie pochwały od takiej wspaniałej blogerki.
OdpowiedzUsuńRozdział już się tworzy, a weny mam sporo!
Jesteś MEGA <3 Przez te rozdziały bez Clary tak bolało serce, a tu nagle - żyje!!! - i świat stał się bardziej kolorowy :D Dodaj szybko next!!! Weny i zapraszamy do nas http://bo-kochac-to-niszczyc.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDziękuję ci. Już myślałam, że mam głupkowaty pomysł, ale za takie pochwały warto było ryzykować. Miło mi, że czytasz i z przyjemnością zajrzę do ciebie.
UsuńCudowny <3
OdpowiedzUsuńNie mogę uwierzyć! Bałam się, że Clary... Ale wróciła :3 Cudowne opowiadanie :))
zapraszam też do mnie :)
witaj-w-miescie-cieni.blogspot.com
Och...Lubię was zaskakiwać i wydało mi się miłe, że Clary powróci do opowiadania. Planuję już ciekawy splot wydarzeń z jej udziałem.
UsuńCieszę się, że rozdziały się podobają i, że czytasz!
Rodział fantastyczny czekam na NEXT!!!
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga rórnierz o darach anioła.
http://the-mortal-instruments-another-story.blogspot.com/
Z chęcią wpadnę i dziękuję, że komentujesz! Fajnie, że niektórzy czytają mojego bloga z moimi głupotami...
UsuńBłagam wstaw jutro następny rozdziała bo po prostu umrę czytając to płakałam po prostu płakałam pierwszy raz się czułam jak bym czytała kolejną cześć DA ten blog jest niesamowity jak i historia która jest opisywana w tak realistyczny sposób jak by wyszła z pod nie pióra lecz klawiatury komputera Cassandry naprawdę wielkie brawa i błagam nie przerywaj pisać bloga pod pretekstem wypalenia weny czy skończeniem się pomysłów bo wszystko co napiszesz będzie świetnie dopracowane i zapierające dech w piersiach. NAPREWDĘ UMRĘ JAU JURTO NIE BEDZIE ROZIDZIAŁU ☺
OdpowiedzUsuńO rany! Dziękuję ci. Jestem taka szczęśliwa, że aż tak ci się podoba mój blog. Już myślałam, że jest beznadziejny. Następny rozdział już dodany, ale i będą kolejne! Dziękuje ci za ten komentarz sama się wzruszyłam. Dziękuję ci jeszcze raz...
UsuńZaraz sie porycze . Czy oni ją odzyskają? Prosze powiedz że tak i już nie bawem . / wika.m
OdpowiedzUsuńAAAAAAAAA !!!!! <33333
OdpowiedzUsuńPłaczę to jest takie słodkie <3
Boże ty masz taki talent manipulowania ludzkimi emocjami ja tu rycze raz ze szczęścia a raz ze smutku!!!
OdpowiedzUsuńCiekawe dlaczego wszyscy nocni łowcy są takimi dupkami.Bo zaczeli mnie wkórzać. Ale dobrze ,że clary wróciła masz aniołek a nocnych łowców niech szlag trafi
OdpowiedzUsuń