środa, 17 grudnia 2014

Rozdział 1 Największe poświęcenie.

Na początek będzie krótkie wprowadzenie do zakończenia książki, a już w pewnym momencie zacznie się moja własna historia...Będą podobne tylko dialogi, ale moje opisy, a potem wszystko brane z mojej fantazji!
 Miłego czytania!

Jonathan leżał na czarnej, marmurowej posadzce w kałuży własnej krwi, która powiększała się z każdą minutą. Białe poplątane włosy lśnił nawet w takiej dramatycznej chwili. Czarny strój bojowy byłby nienaganny gdyby nie wielka dziura na piersi, a pod nią krwawiąca głęboka rana. Miecz, który powalił jednego z największych Nocnych Łowców, a zarazem syna i brata leżał obok niej.
Nie miał już zamiast oczu dwóch czarnych wydrążonych dziur, tylko błyszczące z dala zielone ogniki.
To był on...prawdziwy Jonathan. Ten, którego Clary i Jocelyn straciły przez eksperymenty Valentina.
Clary wypuściła z rąk Hesperosa i ugięły się pod nią kolana.
-To ty...- powiedziała to prawie szeptem. Patrzyła po raz pierwszy w życiu na prawdziwego brata. Blada jak papier twarz była zwrócona w jej stronę, a na niej malował się szeroki uśmiech. Nawet w takiej chwili Jonathan skrywał uczucia, a w tym przypadku ból.
-Ty uwięziłaś...niebiański ogień...w ostrzu miecza. Sprytne.
-To był tylko run.- odparła bez przejęcia, przyglądając się wciąż jego twarzy. Zobaczyła, że nie tylko oczy uległy zmianie. Jego dotychczasowa twarz była nienaturalna, dzika, a teraz jego rysy były wygładzone i łagodniejsze.- Sebastianie..
-Nie jestem nim... sprzeciwił się szybko. -Jestem Jonathanem.
-Idźcie po Sebastiana!- w sali rozgrzmiał głos siostry Luka Amatis, która gniewnie wydała rozkaz Mrocznym.- Zabijcie dziewczynę!
Jonathan cały się spiął i widocznie próbował się podnieść.
-Nie!- widać sprawiało mu to wiele trudu. -Cofnąć się!
Podniósł jeszcze bardziej głos, a Mroczni Nocni łowcy cofnęli się odruchowo. Clary dostrzegła, że tłum mrocznych zaczął się przerzedzać i spomiędzy nich wyleciała Jocelyn. Jonathan spoglądał na nią nerwowo
-Matko?- nagle zaczął kaszleć. Zakrył usta ręką i Clary dostrzegła, że ma na niej krew. Coraz ciężej i trudniej oddychał. Clary przypomniały się słowa matki
,,Czasami śnię o chłopcu z zielonymi oczami, chłopcu, który nie został zatruty demoniczną krwią, który potrafiłby się śmiać, kochać i być człowiekiem, i to nad nim płakałam, ale on nigdy nie istniał''.
Widziała wyraz twarzy matki. Chłopiec, którego uznała za martwego, własnie teraz leży i odchodzi. Mimo wewnętrznej walki, uklękła i położyła głowę Jonathana na swoje kolana. Wiedziała, że już nadchodzi jego koniec, ale będzie z nim gdy odejdzie.
Jego oddech momentalnie się poprawił, ale po boku ust spływała drobna strużka świeżej krwi.
-Przepraszam - wyszeptał. - Jestem taki...- Znów spojrzał na Clary.- Wiem, że nie mogę powiedzieć ani zrobić nic, co pozwoliłoby mi umrzeć z choć odrobiną twojej łaski. I wcale bym cię nie winił, gdybyś poderżnęła mi gardło. Ale ja... żałuję. Przepraszam.
Clary nie wiedziała co powiedzieć. Leżał przed nią jej Jonathan, jej prawdziwy brat. Ale jego nigdy nie zdąży poznać. Znała w tym świecie Sebastiana, który niszczył wszystko co dobre, bo nigdy nie zaznał choćby jednego ludzkiego uczucia oprócz żądzy, zemst, nienawiści czyli wszystkiego co demoniczne.
A;e czy to cofnie wszystko w niepamięć, jego czyny, których dokonał...
-Nie - dodał po chwili Jonathan. Jego powieki ledwo były otwarte i opadały coraz ciężej. - Widzę, że próbujesz to rozgryść siostro. Czy powinno mi się wybaczyć, tak jak Luke wybaczyłby Amatis, gdyby Piekielny Kielich ją uwolnił. Ale widzisz, ona była kiedyś jego siostrą, byłą kiedyś człowiekiem. Ja...- Ponownie zakaszlał i tym razem z jego ust popłynęło więcej krwi.- Ja nigdy nie istniałem. Niebiański ogień wypalił to, co złe. Jace przeżył zranienie Wspaniałym, bo jest dobry. Ja urodziłem się zepsuty. Nie zostanie ze mnie dość, żebym ocalał. Widzisz ducha kogoś, kto mógłby istnieć, to wszystko.
Jocelyn siedziała sztywno i po jej twarzy leciały łzy. Ale czy Jonathan nie zasługuje na życie? To nie jego wina, że urodził się demonem. Wszystko to za sprawką Valentina, ale on odpokutował śmiercią za swoje grzechy przez samego Anioła Razjela. Nie powinno się tak skończyć, nie tak. Powinien dostać drugą szanse...
-Muszę wam coś powiedzieć- Jego słowa były ledwo słyszalne nawet dla nich, które siedziały tak blisko niego.- Kiedy umrę, ruszą na was Mroczni. Nie będę mógł ich powstrzymać.- spojrzał na Clary - gdzie jest Jace?
-Tutaj - odezwał się Jace.
Stał lekko oddalony na podium. Clary popatrzyła mu w oczy i zrozumiała. Patrzył teraz na Jonathana, ale jego wszystkie doświadczenia były związane z Sebastianem. Tyle wycierpiał, ona i wszyscy, a teraz musiał spojrzeć na kogoś innego. Na kogoś kto nigdy nie zrobił nic złego.
-Weź mój miecz- powiedział to z trudem, oddychając ciężej. Wskazał na Fosforosa, który niedaleko od niego. -Rozetnij go
-Kogo?- spytał zdziwiona Jocelyn.
Ale Jace zrozumiał bez pytań. Zeskoczył szybko z podium i przeciną się obok stłoczonych przy ścianie Mrocznych prosto do demona leżącego we posoce własnej krwi.
-Co on robi?- dopytała się Clary, kiedy Jace uniósł miecz i przeciął nim cielsko martwego demona.- Skąd wiedział?
-On... mnie zna. -wyszeptał Jonathan z lekkim uśmieszkiem na bladej twarzy.
Ohydny odór z wnętrzności demona rozlał się po całym pomieszczeniu wraz z nimi. Wszyscy się skrzywili nie mówiąc o Jace. Ale po chwili na jego twarzy pojawiło się zdziwienie zmieszane z zaskoczeniem. Schylił się i z lekko dymiących trzewi wyciągną Piekielny Kielich połyskujący od ciemnej posoki.
Przeniosła wzrok na Jonathana.
-P... powiedz mu.- wyjąkał. Po ciele przechodziły mu dreszcze przechodzące w drgawki. -Powiedz, żeby wrzucił go do runicznego kręgu.
Clary uniosła głowę i krzyknęła do Jace'a :
Wrzuć to do kręgu!
-Nie! wrzasnęła Amatis. - Jeśli Kielich zostanie zniszczony my wszyscy zginiemy!- Odwróciła się w stronę podium. -Mistrzu Sebastianie! Nie pozwól zniszczyć twojej armii! Jesteśmy lojalni!
Jace spojrzał na Luka. Patrzył teraz na siostrę smutnymi niebieskimi oczami. Gdy Clary odzyskała właśnie brata, on straci swoją siostrę na zawsze. Ale teraz wszystkich czekała śmierć.
-Przepraszam- powiedział Jonathan. -Nie powinienem był cię stworzyć.
Luke skinął głową i Jace rzucił Kielich w stronę kręgu. Naczynie upadło na podłogę, jego odgłos odbił się od ścian i roztrzaskał się na kawałki.
Amatis zaczerpnęła szybko tchu przykładając rękę do piersi. Popatrzyła nagle na brata z wyrazem miłości i rozpoznania.
-Amatis -wyszeptał Luke.
Mroczni na czele z nią upadli już na ziemię i więcej nie powstali.
Luke odwrócił się, a Clary zobaczyła w jego oczach tyle bólu, że uciekła wzrokiem. Nagle uniósł się przeraźliwy dźwięk. Pomyślała, że to jeden z Mrocznych jeszcze odchodzi w agonii, ale Jonathan uśmiechnął się dziwnie.
-Lilith- szepnął Jonathan. Płacze po zamarłych dzieciach. dzieciach własnej krwi. Płacze po nich i po mnie.
*  *  *
-Nie żyją- stwierdziła ze smutkiem Clary, spoglądając po umarłych. -Wszyscy nie żyją.
Jonathan wydał z siebie zdławiony śmiech. Zaczął cytować fragment z ,,Króla Leara'', najbardziej tragiczny ze wszystkich tragedii. - To było coś. Wszyscy Mroczni odeszli.
-Jonathanie, powiedz nam, jak otworzyć granicę. jak wrócić do domu. Musi być jakiś sposób.
-Nie... nie ma żadnego- wyszeptał Jonathan.- Zniszczyłem przejście. Ścieżka do Jasnego Dworu została zamknięta. Wszystkie inne też. Powrót jest... niemożliwy.- Jego pierś unosiła się coraz szybciej.- Przykro mi.
Clary oddychał teraz jak Jonathan. Wszystko co zrobiła... uratowała świat,ale to i tak nie starczy aby się stąd wydostać.
-Dobrze- powiedział Jonathan, obserwując jej twarz.- Nienawidzisz mnie. Ciesz się kiedy umrę. Ostatnie, czego bym teraz chciał to przysporzyć ci więcej smutku.
Ale to nie prawda. To wszystko czego nienawidziła i chciała zapomnieć przysporzył jej Sebastian. Nie mogła tego żywić do Jonathana. Tak bardzo marzyła o bracie. Śniła o nim nocami, a teraz on leży przed nią i błaga ze skruchą. Jak mogła nawet... Skardziała się w duchu i zamknęła na chwilę oczy. Spod jej przymrużonych już powiek poleciały łzy. Spojrzała na Jonathana
-Nie nienawidzę cię- oświadczyła przybliżając się do niego.- Nienawidzę Sebastiana, a ciebie nie znam.
-Śniło mi się jakieś zielone miejsce. Wiejska rezydencja, mała dziewczynka o rudych włosach i przygotowania do wesela. Jeśli istnieją inne światy, może to jest taki, w którym byłem dobrym bratem i dobrym synem.
-Nie sądziłam, że potrafisz marzyć- powiedziała Clary i wzięła głęboki oddech.- Valentine napełnił twoje żyły trucizną, a potem wychował cię do nienawiści. Nigdy nie miałeś wyboru. Ale miecz wszystko wypalił. Może naprawdę taki jesteś.
-To byłoby piękne kłamstwo.- uśmiechnął się smutno, a oddychał coraz słabiej. -Ogień Wspaniałego wypalił krew demona, który palił moje żyły, serce jak ostrze, przygniatała jak ołów, przez całe życie, a ja o tym wiedziałem. Nie znałem różnicy. Nigdy nie czułem się taki... lekki.
Clary chwyciła mocno jego rękę, po jej twarzy wciąż leciały łzy. Spojrzała na brata. Nie widziała już nic złego, tylko pustkę. Dlaczego nie może mieć szansy ją wypełnić samodzielnie, pierwszy raz w życiu. Każdy człowiek rodzi się z wyborem dobra lub zła. Sebastian go nie miał. Valentine i Lilitih wybrali jego drogę za niego. Ale Jonathan. On nie podjął decyzji...
Nagle Clary zobaczyła piękny obraz runu. Składał się z dwóch skrzydeł połączonych ze sobą krwawą wstęgą. Wiedziała dobrze pierwszy raz od dawna, że ten run jest zesłany właśnie dla niej.
-J... Jeśli miałbyś wybór. Gdybyś mógł wybierać. Odpokutujesz winy...postąpisz słusznie?- jąkała się wpatrując w zdziwioną i coraz bledszą twarz Jonathana.
-Tak- odpowiedział Jonathan. Po chwili zamknął oczy i umarł. Jocelyn zaczęła głośniej płakać przytulając martwe ciało syna, którego ponownie straciła. Ale Clary już wiedziała, że nie ma wyboru.
Wstała chwiejnie i wyjęła płacząc stele.
-Clary. Co robisz?- usłyszała za sobą Luka.
-Przepraszam was. Wszystkich...- spojrzała po kolei na swoich przyjaciół, rodzinę. Wzrokiem powędrowała od razu do niego. Stał w świetle, jaśniejącego kręgu. Jace patrzył na nią z przerażeniem. Zobaczył, że przyciska stele bliżej do dłoni, zerwał się szybko, ale za późno. Zamknęła oczy, aby sprawdzić czy na pewno zapamiętała każdy najmniejszy jego skrawek. Jaśniejące włosy niczym czyste złoto, które lekko opadały mu na oczy. Były tego samego koloru, ale czasami przybierały odcień brązu lub miodu. Piękny i ostry zarys szczęki. Złota cera, umięśnione ciało, zaznaczone bliznami po runach.
Przejechała stelą po raz pierwszy...
Pamiętała jak pierwszy raz się całowali. Gdy pierwszy raz wyznała, że go kocha. Jak przeżywała każdą chwilę rozłąki bez niego. Jak myślała, że jest jego siostrą. Ale teraz wszystko było dobrze... a ona to zniszczyła.
Kolejne pociągnięcie stelą i mocne szarpnięcie za ramiona.
Wynurzyła się jakby z wody, spoglądając w czarne niebo, a na jego tle był on... Jace. Świecił jak jej własne słońce, jak nigdy nie spadająca gwiazda...
-Clary.- potrząsał nią jakby chciał, alby się ocknęła.- Co zrobiłaś?- pytał z przerażeniem, które malowało się wszędzie. Na jego twarzy, w oczach i głosie. Położyła rękę na jego policzku. Rozkoszowała się po raz ostatni delikatnością i ciepłem jego skóry. Pochyliła się do niego i szepnęła
-Poświeciłam się dla was...wszystkich.- spojrzała znacząco na Jonathana i wystawiła rękę by zobaczyli ją pozostali. Usłyszała głośny jęk Magnusa i zobaczyła zatroskane miny innych. Wpatrywali się we mnie z przerażeniem.
Po chwili usłyszałam głos w mojej głowie.
Wybierz ich los Clarisso zanim odejdziesz.
Zamknęła oczy i wyszeptała.- Odeślij ich do domu. Proszę.- Poczuła jeszcze łzę, która spłynęła jej po policzku i ostre szarpnięcie. Otworzyła oczy i nie było ich. Ani Jocelyn, Luka, Magnusa, Aleca, Simona,Isabelle, a przede wszystkim Jace'a.
Zniknęli. Wszyscy.
Został tylko Jonathan i ona...





7 komentarzy:

  1. Wow... Wow...Wow ! Przez ciebie zabrakło mi słów !!!! To zakończenie jest boskie !<3 Aż łezka zakręciła mi się w oku :'((
    Już widać, że masz talent, który chcesz pokazać innym <3 Z niecierpliwością czekam na NEXT !<3
    Pozdrawiam i weny !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci! Nawet nie wiesz jak się bałam założyć tego bloga. Myślałam, że nikt nie będzie mnie czytać, a już nie wspomnę o komentowaniu. Dziękuje jeszcze raz. Ale wiesz ja też zaczęłam od przedwczoraj czytać twojego bloga. Jest wspaniały... Doczytam do końca i skomentuję wszystko po kolei!

      Usuń
    2. Rozumiem twój strach, miałam dokładnie tak samo :))
      Lecz nie żałuje, że założyłam swojego <3 Cieszę się, że założyłaś tego bloga, bo zakładanie bloga to nie jest mała rzecz. Jeśli ktoś zakłada bloga na którym piszę opowiadania to, już widać, że ma dużo pomysłów i wręcz musi się nimi podzielić bo nie wytrzyma (Ja tak miałam jak zakładałam bloga XD).

      Usuń
  2. Zaczyna sie ciekawie :) / wika.m

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawie miałam zawał serca. Serio, nie ogarnęłam, że to jest Twoje WŁASNE zakończenie MNO (jeszcze go nie przeczytałam, jestem przy MP) i się popłakałam. Piszesz niesamowicie. Nie doszukałam się żadnych błędów z wyjątkiem "Wpatrywali się we mnie z przerażeniem. Po chwili usłyszałam głos w mojej głowie." - te zdania powinny byc napisane w narracji trzecioosobowej :) Mam kilka rozdziałów do nadrobienia, ale to nic. Czekam na więcej! I oczywiście życzę dużej ilości weny :))
    ~ J.C.

    OdpowiedzUsuń
  4. Clary jesteś bardzo odważna spoczywaj w pokoju wiecznym wraz z swojim bratem jonatanem christoperem morgerszternem

    OdpowiedzUsuń