środa, 14 stycznia 2015

Rozdział 8 Zapewnienie

Clary weszła do jednego z większych pokoi tego starego i dziwnego domu. Gdyby musiał sama chodzić po jego korytarzach zapewne miałaby ciarki, ale myśl, że tuż przy niej stoi Jace, odstraszała wszystkie lęki. Westchnęła i rozejrzała się.
Ściany były pokryte wyblakłą żółtą farbą, która łuszczyła się i spadała na dół wielkimi płatami. Podłoga była inna niż w pozostałych pokojach. Tutaj była drewniana z nielicznymi ubytkami w panelach. Ciepły kolor brązu dodawał jasności temu wnętrz. Większość dziur była przysłonięta przez brzydki i zniszczony dywanik. Wyglądał mizernie, jak stary, cienki ręcznik w czerwonawym odcieniu. Na zniszczonych ściana wisiały stare obrazy przedstawiające sceny z historii zwykłych Przyziemnych. Clary rozpoznała obraz z wypraw krzyżowych, katedrę Noter Dame i inne sławne miejsca.
W pokoju było ciemno i ponuro pomimo wielkich okien stanowiących prawie całą ścianę naprzeciw. Po środku stał jedyny normalny i niezniszczony mebel. Stół jakby prosto z salonu wraz z krzesłami stanowił coś uspokajającego. Clary poczuła zapach farby ochronnej i powiew nowości. Przy stole siedzieli pochyleni Magnus, który zajmował dwa krzesła, bo na drugim trzymał nogi, Alec, który teraz coś do niego szeptał oraz jej matka Jocelyn i Luke. Isabelle i Simon stali za nimi i obserwowali Jonathana, który stał po drugiej stronie pokoju w niedbałej lecz czujnej pozie.
Gdy zobaczył wchodzących Clary i Jace'a odetchnął i ruszył w ich stronę. Widziała teraz dokładniej jaki był napięty i zdenerwowany. Miał mocno zaciśnięte pięści, a usta złączone  z cienką kreskę. Próbując nie dodać tego po sobie poznać uśmiechną się lekko.
-Miło, że się pośpieszyłaś siostrzyczko.- poczuła jak Jace sztywnieje i także napina się, jakby miał ochotę zaraz na niego skoczyć. Ukradkiem spojrzała na niego i zobaczyła, że przybrał taką samą pozę co przed chwilą Jonathan.
-Ona nie musi cię chronić. Jak dobrze pamiętam jakoś sobie wcześniej radziłeś.- Clary lekko zdezorientowana przeniosła wzrok na resztę.Gdy odwzajemnili jej spojrzenie uśmiechnęli się nerwowo. Alec i Isabelle nawet nie próbowali, Simon łupną groźnie na Jonathana. Magnus wydawał się zaciekawiony, jak uczniak oglądając przełom w nauce. Nie spuszczał wzroku z Clary i tylko on uśmiechną się ciepło. Jocelyn wstała jako pierwsza i podeszła razem z Lukiem do córki. Przytuliła ją mocno do siebie głaskając po włosach. Gdy była w jej objęciach Clary spoglądała na Luka.
Też wydawał się spięty, ale uśmiechał się. Clary spostrzegła, że schudł przez tych kilka dni, a pod oczami malowały się głębokie cienie, tak jak u pozostałych. Jego niebieskie błyszczące oczy był zaniepokojone i przepełnione troską.
Gdy Jocelyn wyściskała już córkę, przeszła z nią tak, żeby nie dotknąć Jonathana i nie patrząc na niego stanęła przy Luku. Clary teraz dostrzegła, że tam gdzie poruszał się Jonathan po chwili powstawał mur dzielący resztę od niego. Jak gdyby był zaraźliwie chory i jedno dotknięcie lub zbliżenie groziło śmiercią.
Clary uniosła brwi i spojrzała na Jace. Przez chwile wciąż siłował się na spojrzenia z Jonathanem, ale po chwili przestał. Złożyła ręce na piersi i zrobiła podejrzliwą minę.
-Dobra! Dość! Co się tu dzieje? Czy Jonathan ma jakąś zarazę, która nie pozwala wam się do niego zbliżać i wywołuje gniewne spojrzenia.- wyrzuciła za jednym zamachem i spoglądała teraz po kolei na wszystkich. Nikt nie chciał nic powiedzieć i tylko spuszczali wzrok. Wreszcie odezwała się zdenerwowana Isabelle.
-Nie, ale Sebastian od zawsze wywoływał u mnie wymioty. Wolę nie zarzygać podłogę tej pięknej rezydencji.
-Po pierwsze Izz, jestem Jonathan, a po drugie masz omamy, bo ja nie widzę, żadnej pięknej rezydencji. Simon za dużo spuścił ci krwi.- odparł sucho Jonathan. Clary jeszcze go nie poznała, tylko Sebastiana, ale jego charakter się utrzymał u obu.
-Nie zadzieraj ze mną Sebastianie,bo znów zobaczysz jak to jest nie mieś ręki.- zagroziła, a Simon wzmocnił uścisk na jej przedramieniu.
-Doskonale pamiętam. Może ty chcesz sprawdzić...- nie dokończył, bo Isabelle wyrwała się Simonowi i ruszyła na Jonathana. W jednej chwili w jej dłoni pojawił się rozjarzony wściekłością bat i jednym zamachnięciem złapała go za nogę. Lekkim pociągnięciem podcięła go i runą na podłogę. Stare drewniane deski złamały się z trzaskiem, ale Jonathan przetoczył się i szybko powstał. Już chciał wyciągnąć Serfacki miecz, ale Magnus powstał i pstryknął palcami. Dwójka walczących została uderzona niebieskimi iskrami, które przyparły ich do przeciwnych ścian pokoju. Blask z nich zniknął, ale teraz w pomieszczeniu unosił się zapach palonych świec.
-Czyli tak w skrócie. Nikt nie jest zbyt zadowolony z obecności Seb... Jonathana. Powiedzmy, że dzieciaki się buntują.
Jonathan lekko zamroczony odsunął się od pozostawionej dziury w ścianie. Simon momentalnie pojawił się koło Isabelle i pomógł jej otrzepać się z resztek farby i posypanego tynku na jej ciemne włosy. Jej oczy były groźne i przepełnione nienawiścią. Simon staną lekko przed nią jakby chciał ją bronić, lub samemu ruszyć na Jonathana. On tylko strzepnął pył z ramion i znów wrócił do swojej poprzedniej niedbałej pozy. Ciekawe czy to przedtem się powtarzało i ile razy.
-Czyli teraz będziecie mnie wynajmować do dawaniu po łapach za złe zachowanie. Co później kary za podkradanie słodyczy i za sprośnie kawały.- odparł zniecierpliwiony, ale lekko rozbawiony Magnus. Znów zajął swoje miejsce i obserwowania Clary.
Mimo iż tak źle wyglądał wtedy w Edomie, teraz miał normalną zdrową cerę i kolory na policzkach. Nawet zdążył dorwać brokat i lakier do włosów. Ułożył fryzurę w formę kolców lekko oprószonych srebrem. Jego oczy jeżyły się czujnie, a źrenice miał rozszerzone. Miał przylegające ciemne spodnie i luźną fioletowa koszulkę. Do tego kurtkę z ćwiekami i brokatem. Jako jedyny wyglądał na  odświeżonego. Pozostali byli w jasnych strojach, który mówiły o niedawnym pogrzebie. Tylko Simon i Jace się wyróżniali. Simon miał te same ubrania, które nosił podczas misji w piekle. Wyglądał ze wszystkich najgorzej. Cały blady z czarnymi wygłodniałymi oczami, które teraz łypały groźnie na Jonathana lekko przerażał Clary. Na każdym z odsłoniętym fragmencie ciała widziała bez wysiłku cienkie sieci niebieskich żył.
-Simon kiedy ostatnio jadłeś?- wypalił ze zdenerwowania i troską. Długo zajęło mu przeniesienie i zmienienie spojrzenia.
-Nie wiem.-odparł jakby to był nieznaczne. nareszcie zobaczyła swojego przyjaciela, ale on już nie był jej. Widziała, jak stał się zimny i odległy. Dobrze znała powód tego zachowania. Prędzej spodziewałaby się tego po Jasie, a nie po nim.
-Przepraszam Simon.- powiedziała cicho, ale teraz każdy patrzył tylko na nią. Jego twarz się ściągnęła i pojawił się widoczny ból. Zmrużył oczy jakby hamował łzy.
-Nie masz za co.- odpowiedział sucho, a od jego tonu Clary poczuła się jak winna za najcięższą zbrodnie. Westchnęła i teraz ona zrobiła się spięta. Jej dobry humor uleciał jak bańka mydlana i zniknął.
-Właśnie, że jest.
-Clary...- zaczął Jace, ale wtrąciła mu się nie pozwalając skończyć.
-Nie. Naprawdę. Widzę ile przysporzyłam wam bólu, a teraz także problemów. Ale...- zacisnęła pięści w skrzyżowanych dłoniach na piersi i zagryzła nerwowo wargę.
-Gdyby nie mój wybór nie przeżylibyście taki wielkiej straty z mojego powodu, a teraz widzę, że macie problem z zaakceptowaniem Jonathana.
-On wyrządził nam więcej krzywd niż innym, nawet więcej niż Valentine. Jak mogę go przyjąć z otwartymi ramionami i chodzić nad grób Maksa niczym przyjaciele!- warknęła Isabelle. Teraz nawet Alec się skrzywił i znieruchomiał na krześle. Magnus spojrzał na niego współczująco i wyzywająco na Isabelle.
-Bo to nie on. To nie Jonathan zabił Maksa. To nie Jonathan zniszczył Instytuty i Pretor Lupus. Nie on omal nas wszystkich nie zabił i zniewoli. TO wszystko był Sebastian!- krzyknęła tracąc cierpliwość. Poczuła jak jej włosy falują wokół niej, a ciało jaśnieje ukazując anielskie runy.
-Clary...-upomniał spokojnie Magnus. Ale ona dopiero się rozkręcała.
-Przed śmiercią mojego prawdziwego brata zrozumiałam, że on nigdy nie miał wyboru. Każdy go ma, ale Jonathan nie. Valentine zrobił to za niego i zapłacił karą od samego Razjela! Rozmawiałam z nim na górze. Z Aniołem, który nas stworzył. Twierdził, że zwariowałam, ale jestem odważna poświęcając wszystko dla niego.- spojrzała na Jonathana.
-Ale to zrobiłam! Oddałam, życie nie wiedząc, że zostanie wybrana i obdarzona znakami anielskim! Jestem teraz Aniołem, ale mogłam nie żyć! Czy to nie jest dowodem, że ufam Jonathanowi?!- spoglądała na każdego z osobna, a oni wpatrywali się w nią z przestrachem.
-Jestem na Ziemi! Nie panuję nad sobą, nie wiem jak to zrobić, bo się nie uczyłam! Zeszłam na Ziemie, bo inni myślą tak jak wy! Zagrażają Jonathanowi, temu Jonathanowi dla, którego ryzykowałam życiem. Sprawiłam wam ból, ale postąpiłam słusznie. Inaczej nie stałabym tu przed wami i nie była tak cholernie szczęśliwa, że was widzę...- poczuła, jak jej moc się uspokaja, a  mury za którymi była ukryta się wzmacniają. Odetchnęła głęboko i jej blask prześwitujący przez jej ludzkie ciało niknie. Burza, która w niej szalała ustała tak szybko jak się pojawiła.
-Czyli Aniołki mogą przeklinać. Muszę to zapisać w podręczniku.- powiedział przerywając ciszę Magnus. Wydawał się zaniepokojony, ale rozbawiony. Clary dostrzegła też malujący się wokół niego niebieski blask, niczym błękitny płomień. Simon był normalny, ale reszta jaśniała białym światłem. Przeniosła wzrok na Jace'a i zaparło jej dech. On nie błyszczał jak inni. Jego spowijała złota rama blasku, który wręcz oślepiał i oświetlał wszystko wokół. Jego oczy jarzyły się i wyglądały jak płynne złoto. Włosy tak jak oczy obijały jego własny blask.
-Gdybym powiedziała, że nie jestem jedynym Aniołem w tym pomieszczeniu uwierzył byś?- zapytała znów oddychając z szerokim uśmiechem. Jace uniósł brew i przytulił ją do swego boku.
-Widzisz teraz aurę każdego z istot. Na razie te najmocniejsze, później te słabsze i niepozorne.- powiedział Magnus z błyskiem zaciekawienia.
Ale Clary już na niego nie patrzyła. Wpatrywała się w swoje życie w swoje własne słońce pod postacią chłopaka, którego kocha nad życie.
-Wróciłam też dla was.- dodała cicho, ale to nie uszło niczyjej uwadze. Jace pocałował ją i zamruczał zadowolony do jego ucha.
-To dobrze, bo miałem się już tam do ciebie wybrać.- znów raził ją tym swoim niebiańskim uśmiechem. Przejechała dłonią po jego włosach tracąc z oczu blask, który widziała przed chwila. Ale nie tylko jego. Inni też wyglądali teraz jak Simon. Westchnęła.
-Jesteś jeszcze młodym Aniołem, a on przecież praktykują przez wieki.Przez jakieś tysiąclecia możesz być w tym beznadziejna.- wytłumaczył czarodziej.
-Teraz wychodzę i mam nadzieję, że Magnus nie będzie musiał uchodzić za niańkę.- spojrzała na każdego, a Jace uniósł lekko zdenerwowany Jace.
-Uciekasz gdzieś, Aniele?
-Tak. Obiecałeś mi spacer, ale co powiesz na pewną zmianę?- uśmiechnęła się łobuzersko i pociągnęła Jace'a w stronę drzwi.






2 komentarze: