Szli tak kamiennymi drogami Alicante, pomiędzy zniszczonymi domami Nocnych Łowców. Wiele z nich zostało dosłownie zrównanych z ziemią. Pozapadane w sobie, Jace widział ich solidne fundamenty i popiół od spalonych konstrukcji. Im dalej szli tym więcej było rumowisk, a widok zimniejszy wywołujący niemiłe uczucie w żołądku.
Spojrzał z ukosa na Clary, która z zaciśniętymi mocno szczękami nawet nie zważała na otaczający ich obraz. Wciąż miała na sobie czarną przylegającą sukienkę lekko zakrytą przez zielony płaszcz, który idealnie pasował do jej szmaragdowych oczu. Wzrok miała wbity w ziemie, a oczy błądziły nieobecnie. Nawet teraz, gdy było późne jesienne popołudnie i zbliżał się zmierzch, jej oczy lśniły i błyszczały bardziej świetliście od słońca. Jej skóra była w jego promieniach prawie złota, a włosy wiły się jak żywe płomienie na jej ramionach. Była taka piękna, a jednak dostrzegł dziwny grymas na jej twarzy.
Widział napięcie w jej mięśniach i zmarszczone lekko brwi. Nikt zapewne by nic nie zauważył, ale on znał ją zbyt dobrze.
Wyciągną rękę w jej stronę i złapał ją w nadgarstku nagle stając. Szarpnięta do tyłu znalazła się w jednym momencie przytulona do Jace'a. Wreszcie na niego spojrzała lekko z irytacją na pół z zaskoczeniem. Jace uśmiechnął się triumfalnie i złapał ją mocniej za ramiona. Jej zmarszczka na czole pogłębiła się, a usta lekko uchyliły.
Włosy zaczęły opadać jej na twarz, zakrywając ją, gdy spuściła wzrok. Jace odgarnął je za ucho jednym zwinnym gestem i chwycił ją delikatnie za brodę. Gdy już chciała ponownie odwrócić wzrok nakierował ją znów na siebie.
-O co chodzi?- mruknął udając smutek i rozczarowanie. - Zabierasz mnie na romantyczny spacer, czy zamierzasz zwabić mnie za sobą do lasu i zabić?- zapytał lekko się uśmiechając i unosząc jedną brew do góry. Ale ona tylko sapnęła i wyswobodziła brodę z jego uścisku.
Przytuliła się do niego wtulając twarz w jego pierś. Położył głowę na jej i głaskał ją krzepiąco po włosach. Czuł jej ciepło i słodki zapach, który wypełniał powietrze wokół niego. Poczuł cytrusy i uśmiechną się mimowolnie.
Wplątał palce w jej włosy czując ich delikatność i fale ognistych loków. Odsunął ją delikatnie i niechętnie od siebie i znów zobaczył tą nielubianą przez niego minę. Znów ta maska, którą tak często na innych stosował udzieliła się także jej.
Ukrywała emocje za grubą ścianą stworzoną przez siebie. Znów nie patrzyła na niego i bawiła się palcami.
-Clary.- powiedział jej imię ze stanowczością, ale zmieszaną z uczuciem. Podniosła wzrok, a jej źrenice się rozszerzył. Często tak robiły, gdy spoglądała na niego.Wyczuła, że chce wyjaśnień więc westchnęła, a jej mina pokazywała, że jest zmęczona.
-Dokonałam wyboru. Pomogłam bratu.- zagryzła dolną wargę. Zawsze tak robiła gdy się czymś zamartwiała. Przejechał dłonią delikatnie po jej ramieniu i poczuł, że uroczo zadrżała.
- Dałam Jonathanowi drugą szansę ryzykując wszystkim.- spojrzała wymownie na Jace'a, a on uśmiechnął się. Zarumieniła się słodko i ciągnęła dalej.
-Ale... Widocznie nikt tego nie dostrzega. Widzą Sebastiana, ale on już nim nie jest. On umarł ,pozostawiając Jonathana. Dostałam skrzydła za ofiarę, ale czuję, że ona jest na marne. Nikt go nie zaakceptuję. Może nawet teraz się zmawiają, aby go...-
-Ja to widzę, Aniele.- znów ta iskierka zajaśniała w jej oczach, podniecenia i radości. Uśmiechnęła się delikatnie.
-Wciąż nazywasz mnie Aniołem, ale nie wiem czy nim jestem. Chyba nie zasługuje na jego miano. -tym razem to Jace zmarszczył czoło, przyciągając ją mocniej do siebie. Uniósł ją i przysunął do jednej z ocalałych ścian marmurowych budynków. Zaskoczona cicho jęknęła, a w Jace'e obudził się płomień pożądania. Była teraz między nim, a ścianą. Wciąż obejmował ją mocno, unosząc na wysokość twarzy. Owinęła nogi wokół niego i zaciskając mocniej uchwyt wokół jego szyi.
-Zawsze byłaś moim aniołem. Zmieniłaś mnie dodając do mojego życia światło, Clarisso...- wymruczał przy jej uchu- Ty zawsze byłaś aniołem tylko teraz masz bardzo seksowne skrzydełka- parsknęła śmiechem, mierzwiąc mu włosy, które lekko opadły mu na oczy.
-Dajesz ludziom nadzieję na lepsze życie, aniele. Każdy ślepiec bez światła jest zagubiony. Ja byłem jednym z nich a ty pokazałaś mi drogę. Rozjaśniłaś mrok, w którym się kryłem. Teraz gdy weszłaś w moje życie już cię nie wypuszczę, bo jesteś moim promieniem, moim płomieniem, moim światłem.
-Czyli będziesz mnie trzymał w takiej pozycji, przygwożdżoną do ściany, już zawsze?- uniosła brew i uśmiechnęła się figlarnie, ale widział jaka jest szczęśliwa.
-No nie zawsze w tej pozycji.- chwycił ją mocniej i sunął dłońmi wzdłuż jej tali.
- Ale na przykład w takiej, o wiele częściej...- pocałował jej usta najpierw delikatnie potem mocniej. Poczuł jak Clary robi się rozluźniona i gorąca. Przyciągnęła go jeszcze mocniej i pogłębiła pocałunek wsuwając język i wywołując jeszcze mocniejsze doznania. Jęknęła, ale Jace wiedział, że nie od bólu. Uśmiechnął się między pocałunkami i zaczął całować zagłębienie na jej szyi. Tu jej zapach był mocniejszy, a pod skórą czuł szybkie pulsowanie krwi. Serce trzepotało jej szybko, tak jak u niego samego.
Tylko, że u niej ten dźwięk był jak skrzydełka kolibra, a u Jace jak stado rozjuszonych ptaków i wszelkich latających istot.
Nagle wszystko stało się zbyt szybko, by temu zapobiec. Coś pociągnęło Jace'a do tyłu odrywając go od Clary, która z łoskotem osunęła się na ziemie. Usłyszał nieprzyjemny chrzęst kości i przeraźliwy krzyk Clary, która złapała się za ramię.
Momentalnie coś uderzyło go mocno w żołądek i w twarz. Poleciał na ziemie, obijając głowę o kamienną powierzchnie drogi. Poczuł smak krwi w ustach, a w oczach zatańczyły mu gwiazdy. Szybko wracając do trzeźwości, wstał jeszcze chwiejnie, odwracając się do napastnika.
Ale nikogo nie było. Nikogo. Nawet Clary...
Jego serce i żołądek zrobiły fikołki wywołując mdłości. Wpadł w pierwszą napotkaną uliczkę, bacznie rozglądając się po okolicy i wypatrując śladów. Nagle zobaczył ślad złota, a w oddali usłyszał głośny krzyk i śmiechy.
Szybko pobiegł przed siebie, skręcił w lewo i wypadł na jeden z małych placów zakończony murem z jednej strony, a z drugiem cieniem lasu.
Jace zobaczył ruch w ciemności i ciche szepty. Przebiegł długość placu, mijając porozrzucane jesienne liście i gruzy jednego z murów Alicante. Nagle usłyszał jeszcze donośniejszy głos.
-No no no. Co jest z tobą Aniołku. Pokaż coś. Rozwiń skrzydełka i spróbuj uciec.- Jace poczuł zbierającą się w nim furie. Rzucił się w stronę męskiego głosu z dzikim krzykiem. Zobaczył, że nie jest sam. Sylwetki zrobiły się wyraźniejsze w lekko niknącym świetle.
Momentalnie popatrzyli w jego stronę, ale nie zdążyli zareagować. Już powalił jednego z nich waląc go z całej siły w twarz. Poczuł krew na pięści, a facet runą na ziemie już się nie ruszając. Spojrzał na pozostałych wypatrując Clary.
Była...
Przy ścianie muru. Dwóch z nich trzymało ją ledwie przytomną ze zbolałą miną. Jeden z nich pochylał się nad nią dotykając jej nogi na poziomie uda. Popatrzyła na niego, a z jej ust poleciała strużka płynnego złota i cichy nieprzyjemny jęk.
Koło nich stała jeszcze dwójka przyglądając się Jace'owi w przestrachu, ale w gotowości. Zobaczył błysk srebrnych broni. Nocni Łowcy...?
-Wypuście ją!- zażądał z głośnym warknięciem. Ten, który pochylał się nad Clary wyprostował się i staną w ostatnim promieniu zachodzącego słońca. Zobaczył krótkie brązowe włosy i dziwne niebieskie oczy, które teraz zrobiły się niemal czarne.
-Wiliam.- wywarczał ponownie Jace -Czy to miałeś na myśli, że będziesz wymierzał sprawiedliwość Clave? Będziesz napadał i napastował dziewczyny, nie mówiąc o Aniołach.
-Obiecałem także, że Morgensternowie zapłacą. A ta tutaj mimo kim jest, nie będzie dla mnie wyjątkiem.- wskazał oskarżycielsko na Clary, która ledwo trzymała się na nogach. Miała rozcięcie w czarnej sukni, a po jej nogach płynęła jej złota krew. Wzrok miała błędny, jakby nie wiedział co się dzieję, jak pod wpływem narkotyku.- A widziałem, że sam nieźle się z nią zabawiałeś.- uśmiechnął się, a Jace miał ochotę zdrapać mu go z twarzy.
-Zabiję cię!- krzyknął Jace, wyciągając jeden z serfackich noży.- Co jej zrobiłeś?!
-Czy naprawdę użyjesz jednego z naszych mieczy na Nocnego Łowce? Ona nie powinna zostać Aniołem! Nie zasłużyła na taki przywilej! Jest skażona krwią Morgensternów i ich wychowaniem. Demon nie może udawać Anioła. Prędzej odetnę jej skrzydła niż będą ją szanował.- . Jego twarz stężniała, a ręką powędrował do paska. Jace szybko rzucił sztyletem, który wbił się w dłoń Wiliama. Wrzasną, a jego dłoń zabarwiona szkarłatem zaczęła drżeć.
Hamując kolejny krzyk, uśmiechnął się szaleńczo z sykiem.
-Zapłaci... za to... ona.- Jace warkną na niego niczym rozwścieczone zwierze. -Zajmijcie się nim. -Machnął na stojącą obok Clary dwójkę, która wypuściła ją, a ona poleciała bezwładnie do tyłu, ale Wiliam owiną ją sobie wokół szyi. Chwycił jeden z jej kosmyków i powąchał.
-Mym... Pachnie niezwykle słodko. Czy wyczuwam cytrusy i coś jeszcze... Rozumiem co w niej widzisz.- przejechał ręką po jej ciele, a w Jace'e zakipiało ze wściekłości. Rzucił się w ich stronę, ale po chwili jeden ze sztyletów wbił mu się w bark. Wyrwał go i odrzucił do w przeciwnika. Trafił centralnie w pierś, a mężczyzna osunął się na ziemię.
Kobieta, która stała koło faceta, wyjęła długi ciężki miecz i wycelowała w pierś Jace'a
-Zapłacisz za to! Przez takich jak ty Clave jest słabe! Bronisz tej Upadłej!
-Ona nie Upadła!- wrzasną, a obraz przesłoniła mu czerwona szyba. -Ona wybrała mnie!
Skoczył na kobietę, którą ciął jednym ze sztyletów. Przeciął jej ramie i podciął nogi. Leżała teraz na ziemi chcąc się podnieść, ale Jace unieruchomił ją nogą. Chwycił jej własny miecz i przystawił do jej gardła. Czuł jak adrenalina pulsuje mu w żyłach, a dłonie pewnie trzymają broń. Dziewczyna miała rozszerzone brązowe oczy, przepełnione strachem, ale z zaciętością patrzyła na Jace'a. Blond kosmyki jej włosów były czerwone od rozcięcia na głowie.
-No dalej! Zabij jednego ze swoich. Już wybrałeś. Chronisz Morgensternów!-
-Nie.- uciął i spojrzał na nią z powagą. -Chronię Clary, która nie jest Morgensternem, nie jest Nocną Łowczynią. Jest Moim Aniołem!- zamiast przeciąć jej gardła Jace uderzył ja mocno w głowę. Straciła przytomność, a Jace rozejrzał się szukając Clary.
Nie było jej... Przebiegł przez ciemny już przez wieczór plac, kierując się śladami krwi w stronę lasu.
Widział świeże ślady i smugi czerwieni wymieszanej z płynnym złotem.
Jego serce biło szybko i niemiarowo. Nie z wysiłku, czy przez minioną walkę, ale z niepokoju. W gardle powstała mu wielka gula, która nie chciała zejść, a którą nie mógł połknąć. Szedł dalej małą ścieżką i nagle zobaczył ruch w gęstwinie.
Przeszedł spokojnie nad powalonym pniem drzewa uważnie się rozglądając i nasłuchując.
-Jak mogłaś zostać Aniołem! Za przywrócenie Sebastiana do życia powinnaś smażyć się w Piekle.- usłyszał z daleka głos Williama. Szedł teraz szybciej, ale delikatnie stąpając po niejednolitej ściółce. Uważał na suche liście i gałązki.
-On...powinien mieć...szanse.- usłyszał cichy szept Clary.
-Nie! On jest potworem! Zawsze nim był i będzie! Mimo iż tamten Sebastian zginął pozostał Jonathan. Z tym samym wychowaniem i mrocznym sercem. Będzie taki sam jak przedtem! A ty go sprowadziłaś!
-Tak... uratowałam go. Nie skrzywdzisz go. Ma moje błogosławieństwo. - powiedziała to mocniejszym głosem ze stanowczością.
-Ale ciebie mogę. - nie usłyszał co powiedział, ale już go to nie obchodziło. Zdołał zobaczyć sylwetki, które oddalały się co jakiś czas.
Wiliam przypierał Clary do drzewa. Miała ten sam błędny wzrok, a po jej ciele płynęła krew.
-No no. Czyli zabiłeś swoich rodaków. Dla niej. Hym.- przypatrzył się Clary, znów sunąć po jej ciele. Jej sukienka ledwo się na niej trzymała. Była poszarpana i pokrwawiona. Przysunął ją mocniej do siebie i mruknął zadowolony. Dotknął ją swoją ranną ręką, zostawiając czerwoną smugę na białej skórze.
-Rozumiem poniekąd. Jest niezła, ale jej czyny mówią same za siebie. Może mogłaby mi to jakoś wynagrodzić. Co powiesz na to Aniele.- powiedział ostatnie słowo trącając jej policzek głową i kierując wyzywający wzrok na Jace'a.
Rzucił się na niego, a Wiliam, rzucił brutalnie Clary o jedno z pobliskich drzew.
Po chwili wyszczerzył się i zniknął w mroku lasu. Jace chciał za nim biec, ale podbiegł do nieruchomej Clary.
Ukucną i przewrócił ją delikatnie z boku na plecy. Była cała w złotej krwi i czerwieni, a jej ciało było przeraźliwie blade, ale oddychała. Zobaczył, że ma przebitą pierś, ale rana była oddalona od serca. Kolo niej leżał sztylet zrobiony z czarnego metalu. Uniósł go i dostrzegł także dziwne nieznane mu symbole. Wsadził go sobie za pasek i podciągając Clary na swoje nogi . Odsunął materiał i dostrzegł rozległą i głęboką ranę. Ściagną kurtkę i koszulkę. Przyłożył cienki matriał do jej ciała, który od razu zamoczyła złota krew. Jace klął pod nosem szukając steli. Gdy ją znalazł zaczął rysować jej Intraze.
Znak zalśnił, ale po chwili zblakł i jakby wchłoną się w jej skórę. Spojrzał szybko na jej ranę, ale wciąż się nie goiła, a krew spływała niezwalniając.
Szybko wziął ją w ramiona, okrywając jej prawie gołe ciało kurtką i pobiegł w stronę miasta.
Biegł nie zważając na nic, mając tylko jeden cel.
By ją zanieść jak najszybciej do domu.
Obraz zmieniał się z każdą minutą. Z lasu na zniszczenia, ze zniszczeń w ocalałe budynki, by wreszcie wyważyć drzwi i wejść do oświetlonego staromodnego salonu. Dostrzegł nową kanapę i ułożył ją delikatnie uważając na każdy ruch. Wsunął kosmyki jej włosów za ucho i zawołał pomoc.
Przysunął twarz do Clary i szepnął jej z przejęciem do ucha
-Obiecałaś, że ze mną zostaniesz. Powiedziałaś, że wróciłaś dla mnie, do mnie. Nie łam danego mi słowa.
O matko, aż łezka się w oku zakręciła :'(:'(:'( ROZDZIAŁ BOSKI, ALE NIE WASZ MI SIE ZABIJAĆ CLARY !!!!
OdpowiedzUsuńO matko płacze...boski rozdzial.
OdpowiedzUsuńNie płacz. Masz chusteczkę. Wszystko siew jakoś ułoży...
UsuńRozdział naprawdę mega.
OdpowiedzUsuńPopłakałam się.
Czekam z niecierpliwością na NEXT!!!!!!!
<333 ;-)*
A ja będę czekała na takie miłe komentarze.
UsuńPozdrawiam!
Boże świetny rozdział!!! :*
OdpowiedzUsuńProszę więcej takich!!! Błagam!!! :P
Pozdro...<3
Dobrze będzie więcej specjalnie dla ciebie.
UsuńPiękny rozdział ^.^
OdpowiedzUsuńAle Anioły chyba nie umierają, co :'-( ?
Anna
No nie wiem... Wszystko się okaże, a chcesz aby umierały?
UsuńW jeden dzień, na przerwach między lekcjami, przeczytałam wszystkie rozdziały, dlatego przepraszam, że nie piszę komentarza pod każdą częścią, ale na telefonie nie potrafię pisać, a teraz mi się... no cóż, nie chce.
OdpowiedzUsuńPrzez pierwsze trzy rozdziały "przepłynęłam" ze ściskającym się sercem. Ból Jaca, był bólem dla mnie. Wyobrażam sobie jak musiał się czuć po utracie ukochanej.
Humor poprawiło mi pojawienie się Sebastiana/Jonathana, gdyż jest on moją najnajnajnajnajukochańszym bohaterem książki/opowiadań.
Potem powrót Clary... Przepraszam, Anioła Clary jest po prostu... anielski, haha xD. Gdy czytałam którąś już część serii, sama rozmyślałam o tym, że dziewczynie pasowałyby skrzydła, a Ty moją fantazję spełniłaś! ^^
A Williama jakbym mogła to sama posiekała na parę kawałków, JAK ON MÓGŁ JEJ TO ZROBIĆ?! Grr, życzę mu śmierci z ręką na sercu xD
Ja tu gadu-gadu, a komentarz zamienia się w recenzję. Tak więc, powiem w sekrecie, że jestem wielką fanką tego opowiadania, z niecierpliwością czekam na kolejne części!
Ściskam cieplutko i życzę pomysłów na dalszą historię,
Ann.
Dzięki za tak rozbudowany kom. Lubię czytać tak szczegółowe opinie więc możesz tak częściej...
UsuńMówiłam prawie wszyscy nocni łowcy prócz jace,clary,jonatana,luka,joselyn,alca i izabell są ok a reszta to sami dupki.nie mówcie im tego.
OdpowiedzUsuńWielkie podziękowania dla tego wspaniałego człowieka o imieniu Dr. Agbazara, wielki rzucający, który przywraca radość z pomocy w przywróceniu mojego kochanka, który oderwał się ode mnie cztery miesiące temu, ale teraz, z pomocą dr. Agbazara, wielka miłość, rzuca zaklęcia. Dzięki mu. Możesz również poprosić go o pomoc, gdy będziesz go potrzebować w trudnych czasach: ( agbazara@gmail.com ) lub WhatsApp ( +2348104102662 )
OdpowiedzUsuń