-Czyli będziesz mnie trzymał w takiej pozycji, przygwożdżoną do ściany, już zawsze?- Clary uniosła brew i uśmiechnęła się figlarnie. Czuła się lepiej, chociaż jeszcze nie wierzyła w swoją wartość. Ale świadomość, że Jace jej ufa i ją ceni była niesamowita.
-No nie zawsze w tej pozycji.- chwycił ją mocniej i sunął dłońmi wzdłuż jej tali.
- Ale na przykład w takiej, o wiele częściej...- pocałował jej usta najpierw delikatnie potem mocniej. Czuła jak wzrasta jej temperatura, a policzki pokrywa szkarłatny od podniecenia rumieniec. Otworzyła szerzej usta i połączyła bardziej ich usta językiem potęgując i tak mocne doznania. Jęknęła z zachwytu mimowolnie z jego bliskości i poczuła jak się śmieje. Jego brzuch lekko drgał i po chwili całował jej szyję. Najpierw koło ucha, a później dalej w zagłębieniu szyi. Wtuliła się w niego czujàc jego zapach mydła i mięty. Głaskała go po włosach sunąc palcami po ich jedwabistej powierzchni. Było cudownie już chciała znów go pocałować, gdy nagle z ciemności wyłoniły się dłonie, które oderwały Jace'a od niej.
Zaskoczona upadła boleśnie na ziemię, obijając i słysząc chrzęst kości w barku. Poczuła przejmujący jej ciało ból i krzyknęła.
Chciała się otrząsnąć słyszác szamotanine i głośny upadek.
-Ja...-chciała coś powiedzieć, ale ponownie z mroku wyłoniły się dwie pary rąk. Zakryły jej usta i uderzyły czymś twardym w tył głowy.
Clary była zbyt oszołomiona, chociaż stawiała lekkin opór została zawleczona i oddalona od leżącego Jace'a.
Resztkami siły skupiła się i obraz stał się wraźniejszy, a głosy lepiej słyszalne, jakby powoli właniała się z wody na powierzchnie.
-Co od niej chce Matka?- usłyszała pytający kobiecy głos.
-Przecież ona jest aniołem, który ochrania Jonathana, jeszcze ci mało.- tym razem był to mężczyzna, który wlukł Clary w stronę prawie zniszczonego muru.
Wykożystała nieuwagę porywaczy i kopnęła go mocno w nogę. Jękną i uwolnił ją z mocnego uścisku. Clary szrpnęła się, ale druga para rąk nie dawała za wygraną. Wbił paznokcie w jej zniszczoną kurtkę i przybliżył ją do siebie jednym silnym szarpnięciem.
Uderzyła go w głowę, ale po chwili mężczyzna wbił jej sztylet w pierś. Krzyknęła i poczuła jak jej ciało drga od dreszczy i przeszył ją paraliżujący ból.
Krzyknęła, ale facet ją spoliczkował przypierając do muru. Uderzyła mocno głową i poczuła ciepło spływającej po niej krwi. Meżczyzna wyszarpną jej z ciała sztylet powodując zewnętrzny rozlew.
-Cholerna suka!- po chwili do głosu dołączył wysoki i muskularny mężczyzna z ciemnymi włosami i bardzo niebieskimi oczami widocznymi nawet z ciemności.
-Spokojnie. Już się nie będzie stawiać. Wbiłem jej demoniczne ostrze.-odezwał się i Clary wreszcie go rozpoznała.
-Wiliam...- wyszeptała, ale to dało sygnał, aby przytrzymała ją pozostała dwójka. Clary widziała ich stroje bojowe i już wiedziała, że także są Nocnymi Łowcami.
-Patrzcie. Jeszcze pamięta. A już myślałem, że takie szmaty jak ty zapominają o takich postawnych obywatelach Clave.- przybliżał się do niej leniwie, a jego oczy robiły się coraz ciemniejsze.
-Jakoś ich tu nie widzę, ale pamiętam także takie sumowiny jak ty.- splunęła na niego, a on uderzył ją prosto w ranę na piersi. Krzyknęła i znów poczuła jak ktoś policzkuje ją, ale ten ból nie równał się z tamtym. Ledwo przytomnie usłyszała śmiech i zbliżające się kroki Wiliama.
-No no no. Co jest z tobą Aniołku. Pokaż coś. Rozwiń skrzydełka i spróbuj uciec.- wyszeptał jej przy uchu tak blisko, że Clary czuła jego oddech na swojej twarzy. Po chwili poczuła zimne i odrażające dłonie na swoim udzie, które sunęły mocno wbijając się głęboko w skórę. Chciała się wyrwać, ale była zbyt oszołomiona.
Nagle usłyszała cichy stukot i szczęk uderzanej o siebie broni lub metalu.
Zobaczyła go. On był jej Aniołem Stróżem w złotej podświacie słonecznego blasku z groźną i niebezpieczną miną dla jej wrogów. Magła przysiądz, że widziała grozę i strach w jego ciemnych już oczach.
Chciała coś powiedzieć do niego. Krzyknąć by się nią nie przejmował, ale z jej gardła poleciała krew. Zaczęła spływać jej po twarzy nie oozwalając na wydobycie drzwięku.
-Wypuście ją!- warkną na nich głośno z niebezpieczną i ostrzegawczą nutą w głosie. Wiliam niechętnie zabrał dłoń i odwrócił się do Jace'a z uśmieszkiem.
-Wiliam.- wywarczał ponownie Jace -Czy to miałeś na myśli, że będziesz wymierzał sprawiedliwość Clave? Będziesz napadał i napastował dziewczyny, nie mówiąc o Aniołach.
-Obiecałem także, że Morgensternowie zapłacą. A ta tutaj mimo kim jest, nie będzie dla mnie wyjątkiem.- wskazał ręką na Clary, a Jace z przestrachem jeździł po niej wzrokiem. Czuła się w jego oczach obnażona i słaba. Nogi same się pod nią osówały i czuła jak nich płynie jej krew.
Chciała się ruszyć pokazać, że wszystko dobrze, ale ręce trzymały ją w żelaznych uściskach, a ona sama nie była wstanie ustać. Wzrok stał się błędny, a obraz rozmywał się zakrywając Wiliama i Jace'a.
-Zabiję cię!- krzyknął Jace, a Clary dojrzała lśnienie serfickiego- Co jej zrobiłeś?!
-Czy naprawdę użyjesz jednego z naszych mieczy na Nocnego Łowce? Ona nie powinna zostać Aniołem! Nie zasłużyła na taki przywilej! Jest skażona krwią Morgensternów i ich wychowaniem. Demon nie może udawać Anioła. Prędzej odetnę jej skrzydła niż będą ją szanował.- po chwili usłyszała przeninające ostrze powietrzemi głośny krzyk Wiliama.
-Zapłaci... za to... ona.- Jace warkną na niego niczym rozwścieczone zwierze. -Zajmijcie się nim. -Machnął na stojącą obok Clary dwójkę, która wypuściła ją, a ona poleciała bezwładnie do tyłu, ale Wiliam owiną ją sobie wokół szyi. Chwycił jeden z jej kosmyków i powąchał.
-Mym... Pachnie niezwykle słodko. Czy wyczuwam cytrusy i coś jeszcze... Rozumiem co w niej widzisz.- przejechał ręką po jej ciele i nagle usłyszała gwar bitwy. Szczęk broni, stukot butów o kamień drogi i jedno głośne łupniecie od ziemię.
-Znajdziemy sobie jakieś usronniejsze miejsce.- szeptał jej to tak blisko ucha,że nie wiedziała czy drży od utraty krwi, zimna, czy jego bliskości , z którą nie miała siły walczyć.
-Czego...chcesz?-wyszeptała, a z jej ust poleciała kolejna stróżka krwi. Teraz w świetle księżyca zobaczyła, że nie jest czerwona, ale złota.
-No jak to co. Mało kto ma szanse zabawienia się z upadłym aniołkiem w środku lasu. Wygrałem los na niebiańskiej loterii.
-Ja nie upadłam.-zaprzeczyła z większą mocą. Postawił ją na ziemię przyciskając do jednego z pobliskich drzew. Nierówna i chropowata kora powbijała jej się w skórę.
Mimowolnie syknęła, a on się roześmieł. Jego odgłos ponioślo echo odbijające się od pozostałej roślinności.
-Prosze. Jesteś tu, a żaden Anioł nie ma prawa opuścić nieba. Chyba, że nasz kochany opiekun Razjel ci pozwolił, ale szczerzę w to wątpię. Jest to warunek paktu pomiędzy sferami Nieba i Piekła. Wielkie Anioły i Demony mogą tu przebywać tylko za sprawą większej siły. Lilitih mi mówiła, że nie zostałaś nawet przeszkolona. Plus dla niej bo pragnie zagłady świata, ale dla innych wątpię.- Clary wiedziała do czego zmierza i przęłknęła głośno ślina. Jej wzrok wyostrzył się i zobaczyła, że Wiliam szczegółowo jej się przygląda.
-Niegrzeczna. Pewnie nie powiedziałaś innym o swojej potędze i o tym, że jesteś albo wybrana na misję, albo upadła.
Aż cię korci by się dowiedzieć. Ale nie tego chcesz nie chcesz prawdy. Ty chcesz śmierci Jonathana za czyny Sebastiana.- uderzył ją w ranę na piersi i krzyknęła cicho pozbawiona tchu.
-Jak mogłaś zostać Aniołem! Za przywrócenie Sebastiana do życia powinnaś smażyć się w Piekle.
-On...powinien mieć...szanse.- szepnęła ledwo łapiąc oddech.
-Nie! On jest potworem! Zawsze nim był i będzie! Mimo iż tamten Sebastian zginął pozostał Jonathan. Z tym samym wychowaniem i mrocznym sercem. Będzie taki sam jak przedtem! A ty go sprowadziłaś!
-Tak... uratowałam go. Nie skrzywdzisz go. Ma moje błogosławieństwo. - powiedziała to mocniejszym głosem ze stanowczością.
-Ale ciebie mogę.
-Próbuj, ale jego nawet po mojej śmierci nie tkniesz. Wrócę do nieba i znów zejdę.- wyszeptała jeszcze ciszej już prawie krztusząc się powietrzem i swoją krwią.
Poczuła ostatkami świadomości jego napór i mruknięcie zadowolenia przy jej uchu. Poczuła jak dotyka ją mokrą dłonią i śmieje się.
-Rozumiem poniekąd. Jest niezła, ale jej czyny mówią same za siebie. Może mogłaby mi to jakoś wynagrodzić. Co powiesz na to Aniele.- powiedział ostatnie słowo trącając jej policzek głową- głośne warknięcie przetoczyło się po lesie i po chwili leciała w powietrzu. Wiliam ją rzucił, a ona uderzyła z impętem w kolejne drzewo. Spadła z trzeskiem swojej kości na ziemie łapiąc oddech niczym asmatyczka.
Jej oczy nie widziały już niczego oprócz ciemności, a ona sama czuła wszechogarniającą ciemność napierającą ją i strącającą w światło.
Prócz bólu od rany, który rozchodził się na całe ciało czuła jak ktoś nią niesie i przeklina pod nosem.
Dzwięki niknęły w ciemności, a ona sama odrywała się od ciała. Ból stawał się odleglejszy, a światło jaśniejsze, ale nagle w ciemnościach umysły usłychała najpiękniejszy dla niej głos
-Obiecałaś, że ze mną zostaniesz. Powiedziałaś, że wróciłaś dla mnie, do mnie. Nie łam danego mi słowa.- dosłyszała w tym tonie błaganie, czułość, rozpacz jakby miała jego twarz przed sobą.
Nie mogła go zostawić, ale świat był przeciwko niej spychał ją jak odpadek do kosza, a ona kurczowo łapała się jego głosu.
Wróciła, walczyła z mrokiem i śmiercią, wracając do cierpienia do bólu.
Otworzyła chwilowo oczy i krzycząc agonalnie. Zobaczyła zamazane palmy postaci i inne mniej świetliste blaski zieleni i błekitu.
Słyszała stukot butów o drewno podłogi i niewyraźne zdenerwowane krzyki.
Ból stał się wyraźniejszy, a drgawki wtrząsały jej ciałem. Ktoś ją przeniósł i przytrzymał do chłodnej i kojącej powierzchni. Jej sukienka została zerwana i ktoś dotykał jej rany.
Krzyknęła głośniej, ale po chwili głos uwiązł jej w gardle przez wypływającą z ust krew.
-Traci dużo krwi.- wreszcie dosłyszała strzępy rozmów. -Rana jest głęboka, ale nie wiem dlaczego jest aż tak poważna. Jest teraz Aniołem...- znów krzyknęła a uścisk po jednej stronie się zwiększył.
-Ale ten sztylet nie jest z adamantu. To demoniczny metal nasączony trucizną wielkiego demona.- usłyszała głos Jonathana.
-Jona...-wychrypiała i poczuła dotyk na policzku.
-Cii... Wszystko będzie dobrze, nie martw się.
-Nie...- znów się zakrztusiła własną krwią. -Ja nie wrócę... Idę do niej.- nie mogła się skupić. Chciała się pożegnać i przeprosić. Widziała, że demony chcą się jej pozbyć, ale żeby być uwięzioną w piekle...
-Co? O czy, ona mówi?- usłyszała głos Jace'a.
-Anioły po śmierci tutaj idą spowrotem do nieba, ale ona ma w swojej krwi demoniczną truciznę. Dla takich nie ma powrotu jest tylko Piekło.- usłyszała Magnusa, który mówił donośnym, ale smutnym głosem.
-Zrób coś. Musisz!- krzyczał, a Clary poleciała łza. Znów uchyliła powieki i zobaczyła zamazane plamy. Ciemność była za silna.
-Jace- wyszeptała bezdźwięcznie, ale i tak ktoś podszedł.
-Zostajesz tutaj. Rozumiesz. Zostajesz! Nie pozwolę ci odejść. Pamiętasz, jesteś moim światłem, aniele. Nie zostawiaj mnie w ciemności.- pokręciła głową, ale silne i ciepłe dłonie delikatnie objęł jej policzki.
-Jesteś Aniołem do jasnej niebiańskiej cholery! Nie jesteś Upadła! Masz misje! Nie zostawiaj nas. Nie zostawiaj rodziny i Jonathana. Nie opuszczaj mnie!
-Wyjdźcie...- wychrypiała
-Co?
-Zaufaj mi- powiedziała znów bezgłośnie. Gdy nie czuła juź jego dotyku, ani uścisku na dłoniach, zapadła w ciemność.
Szukała światła. Szukała oświetlonej drogi.
Miała jedną szansę, jedyną... Zobaczyła ją chwytała się jej i czuła przeszywające ją ciepło. Tak się czuła za pierwszym razem. Jak się zmieniała i wypalała z siebie wszystko co przeszłe żywym niebiańskim ogniem.
Teraz było podonie, ale Ogień był już wcześniej.
Krzyknęła z bólu i rozchodzącego się ciepła. Przeszukiwał jej ciało zabierając zimną i nieprzyjazną demoniczną truciznę.
Kolejna fala wylała się z jej ciała, tym razem ta zła. Czuła się lepiej, a ból był przyjazny, nie tak ostry i natarczywy szykujący ją do bolesnej śmierci, ale kojący.
Jej ciemność wypełniło światło. Tym razem jej własne. Pochodzące z jej wnętrza, a nie zsyłane przez niebo, przez innych.
Teraz to czuła. Ona zawsze je w sobie nosiła, ale teraz odzyskała.
Otworzyła oczy, a czarna mgła, która przesłaniała jej świat zniknęła.
Jej rana się zasklepiała, a skrzydła rozwinęły oświtlając każdy kąt pomieszczenia, jej anielskie runy się uwydatniły i zaczęły działać. Krew się uzupełniała, a siły wracały.
Rozejrzała się w pełni świadoma widząc kałuże złotej i czarnej krwi wymieszanej z trucizną.
Była prawie naga zasłonięta niebiańską poświatą, ale teraz gdy znikała nie miała niczego na sobie. Jej poszarpana i mokra od krwi sukienka leżała na podłodze.
Skrzydła się schowały i runy zniknęły. Stanęła pewnie na nogach i chwyciła leżący na poplamionej kanapie koc.
Owinęła się nim i ruszyła w stronę rozmów za drzwiami.
-Ona umiera. Zostaw mnie, albo urżnę ci rękę.- usłyszała szamotaninę i krzyki Jace'a.
-Możesz próbować. Kazała jej sobie zaufać, a ja jej wierze.- tym razem odezwał się zdenerwowany Jonathan.
-Czemu tu siedzisz i się szczerzycz Magnusie. Wielki Czarnoksiężnik, a używa swojej magii tylko do ogrzewania swojej dupy.- Clary mimowolnie się uśmiechnęła i pchnęła drzwi do środka i weszła.
-Zostawić was na chwilę by umrzeć, a już chcą się sami zabić. Chyba muszę zwolnić Magnusa i sama was pilnować.- powiedziała zadowolona Clary widząc zszokowane spojrzenia i uśmieszek wyższości Magnusa.
-Ten czarnoksiężnik owszem ogrzewa swoją dupe w chłodne noce, ale ona wyleczyła się sama. I chyba wykiwa mnie z zawodu.
-Clary.
-Nie Anioł święty.- uśmiechnęła się i podbiegła do wrośniętego w podłogę Jace'a.
Oderwała się po chwili od niego, bo miała wrażenie, że przytula marumurowy posąg.
-Najpierw każesz mi ze sobą zostać, a teraz taki jesteś. Mam sobie pójść.- chciała jeszcze coś mu nagadać, ale przysunął ją gwałtonie do siebie i pocałował.
Przez chwilę miała wrażenie, że znów odlatuje, ale nie. Była tu z nim, tak blisko.
-Chyba muszę częściej tak cię szokować.-mruknęła cicho do jego ucha.
-Nawet nie próbuj.
Hahah <3
OdpowiedzUsuń"-Chyba muszę częściej tak cię szokować.-mruknęła cicho do jego ucha.
-Nawet nie próbuj." KOCHAM TO !!!<# <3 <3 Rozdział naprawdę boski <3 Aż brak słów !<3 Pisz szybciutko NEXTA !
Pozdrawiam i życzę dużo weny :))
Uff... Wszyscy żyją (ci którzy powinni). Piękny rozdział, a końcówka świetna <3 Liczę na szybkiego nexta ;-)
OdpowiedzUsuńAnna
Tak wiem wiem. Ale nie mogę pozabijać wszystkich złych postaci. Świat skrywa kanalie różnego pokroju, a tylko siłą woli dobra pozostają w ryzach. Dlatego są anioły i demony. Aby pokazywać kto ile może z siebie dać.
UsuńPozdrawiam poetka za dychę,,,,!
Świetny rozdział. Nie mogę się doczekać kolejnego :D
OdpowiedzUsuńACH ten william dał by sobie spokój ale no tak jest komplentnym dupkiem i kretynem.Jace bardzo kocha clary.
OdpowiedzUsuń