wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział 10 Wewnętrzne światło

Została przyciśnięta przez Jace'a koło ściany. Nie mogła się ruszyć, bo jeszcze uniusł ją na wysokość swojej twarzy. Nie chciał tak wisieć więc objęła go w pasie nogami.
-Czyli będziesz mnie trzymał w takiej pozycji, przygwożdżoną do ściany, już zawsze?- Clary uniosła brew i uśmiechnęła się figlarnie. Czuła się lepiej, chociaż jeszcze nie wierzyła w swoją wartość. Ale świadomość, że Jace jej ufa i ją ceni była niesamowita.
-No nie zawsze w tej pozycji.- chwycił ją mocniej i sunął dłońmi wzdłuż jej tali.
- Ale na przykład  w takiej, o wiele częściej...- pocałował jej usta najpierw delikatnie potem mocniej. Czuła jak wzrasta jej temperatura, a policzki pokrywa szkarłatny od podniecenia rumieniec. Otworzyła szerzej usta i połączyła bardziej ich usta językiem potęgując i tak mocne doznania. Jęknęła z zachwytu mimowolnie z jego bliskości i poczuła jak się śmieje. Jego brzuch lekko drgał i po chwili całował jej szyję. Najpierw koło ucha, a później dalej w zagłębieniu szyi. Wtuliła się w niego czujàc jego zapach mydła i mięty. Głaskała go po włosach sunąc palcami po ich jedwabistej powierzchni. Było cudownie już chciała znów go pocałować, gdy nagle z ciemności wyłoniły się dłonie, które oderwały Jace'a od niej.
Zaskoczona upadła boleśnie na ziemię, obijając i słysząc chrzęst kości w barku. Poczuła przejmujący jej ciało ból i krzyknęła.
Chciała się otrząsnąć słyszác szamotanine i głośny upadek.
-Ja...-chciała coś powiedzieć, ale ponownie z mroku wyłoniły się dwie pary rąk. Zakryły jej usta i uderzyły czymś twardym w tył głowy.
Clary była zbyt oszołomiona, chociaż stawiała lekkin opór została zawleczona i oddalona od leżącego Jace'a.
Resztkami siły skupiła się i obraz stał się wraźniejszy, a głosy lepiej słyszalne, jakby powoli właniała się z wody na powierzchnie.
-Co od niej chce Matka?- usłyszała pytający kobiecy głos.
-Przecież ona jest aniołem, który ochrania Jonathana, jeszcze ci mało.- tym razem był to mężczyzna, który wlukł Clary w stronę prawie zniszczonego muru.
Wykożystała nieuwagę porywaczy i kopnęła go mocno w nogę. Jękną i uwolnił ją z mocnego uścisku. Clary szrpnęła się, ale druga para rąk nie dawała za wygraną. Wbił paznokcie w jej zniszczoną kurtkę i przybliżył ją do siebie jednym silnym szarpnięciem.
Uderzyła go w głowę, ale po chwili mężczyzna wbił jej sztylet w pierś. Krzyknęła i poczuła jak jej ciało drga od dreszczy i przeszył ją paraliżujący ból.
Krzyknęła, ale facet ją spoliczkował przypierając do muru. Uderzyła mocno głową i poczuła ciepło spływającej po niej krwi. Meżczyzna wyszarpną jej z ciała sztylet powodując zewnętrzny rozlew.
-Cholerna suka!- po chwili do głosu dołączył wysoki i muskularny mężczyzna z ciemnymi włosami i bardzo niebieskimi oczami widocznymi nawet z ciemności.
-Spokojnie. Już się nie będzie stawiać. Wbiłem jej demoniczne ostrze.-odezwał się i Clary wreszcie go rozpoznała.
-Wiliam...- wyszeptała, ale to dało sygnał, aby przytrzymała ją pozostała dwójka. Clary widziała ich stroje bojowe i już wiedziała, że także są Nocnymi Łowcami.
-Patrzcie. Jeszcze pamięta. A już myślałem, że takie szmaty jak ty zapominają o takich postawnych obywatelach Clave.- przybliżał się do niej leniwie, a jego oczy robiły się coraz ciemniejsze.
-Jakoś ich tu nie widzę, ale pamiętam także takie sumowiny jak ty.- splunęła na niego, a on uderzył ją prosto w ranę na piersi. Krzyknęła i znów poczuła jak ktoś policzkuje ją, ale ten ból nie równał się z tamtym. Ledwo przytomnie usłyszała śmiech i zbliżające się kroki Wiliama.
-No no no. Co jest z tobą Aniołku. Pokaż coś. Rozwiń skrzydełka i spróbuj uciec.- wyszeptał jej przy uchu tak blisko, że Clary czuła jego oddech na swojej twarzy. Po chwili poczuła zimne i odrażające dłonie na swoim udzie, które sunęły mocno wbijając się głęboko w skórę. Chciała się wyrwać, ale była zbyt oszołomiona.
Nagle usłyszała cichy stukot i szczęk uderzanej o siebie broni lub metalu.
Zobaczyła go. On był jej Aniołem Stróżem w złotej podświacie słonecznego blasku z groźną i niebezpieczną miną dla jej wrogów. Magła przysiądz, że widziała grozę i strach w jego ciemnych już oczach.
Chciała coś powiedzieć do niego. Krzyknąć by się nią nie przejmował, ale z jej gardła poleciała krew. Zaczęła spływać jej po twarzy nie oozwalając na wydobycie drzwięku.
-Wypuście ją!- warkną na nich głośno z niebezpieczną i ostrzegawczą nutą w głosie. Wiliam niechętnie zabrał dłoń i odwrócił się do Jace'a z uśmieszkiem.
-Wiliam.- wywarczał ponownie Jace -Czy to miałeś na myśli, że będziesz wymierzał sprawiedliwość Clave? Będziesz napadał i napastował dziewczyny, nie mówiąc o Aniołach.
-Obiecałem także, że Morgensternowie zapłacą. A ta tutaj mimo kim jest, nie będzie dla mnie wyjątkiem.- wskazał ręką na Clary, a Jace z przestrachem jeździł po niej wzrokiem. Czuła się w jego oczach obnażona i słaba. Nogi same się pod nią osówały i czuła jak nich płynie jej krew.
Chciała się ruszyć pokazać, że wszystko dobrze, ale ręce trzymały ją w żelaznych uściskach, a ona sama nie była wstanie ustać. Wzrok stał się błędny, a obraz rozmywał się zakrywając Wiliama i Jace'a.
-Zabiję cię!- krzyknął Jace, a Clary dojrzała lśnienie serfickiego- Co jej zrobiłeś?!
-Czy naprawdę użyjesz jednego z naszych mieczy na Nocnego Łowce? Ona nie powinna zostać Aniołem! Nie zasłużyła na taki przywilej! Jest skażona krwią Morgensternów i ich wychowaniem. Demon nie może udawać Anioła. Prędzej odetnę jej skrzydła niż będą ją szanował.- po chwili usłyszała przeninające ostrze powietrzemi głośny krzyk Wiliama.
-Zapłaci... za to... ona.- Jace warkną na niego niczym rozwścieczone zwierze. -Zajmijcie się nim. -Machnął na stojącą obok Clary dwójkę, która wypuściła ją, a ona poleciała bezwładnie do tyłu, ale Wiliam owiną ją sobie wokół szyi. Chwycił jeden z jej kosmyków i powąchał.
-Mym... Pachnie niezwykle słodko. Czy wyczuwam cytrusy i coś jeszcze... Rozumiem co w niej widzisz.- przejechał ręką po jej ciele i nagle usłyszała gwar bitwy. Szczęk broni, stukot butów o kamień drogi i jedno głośne łupniecie od ziemię.
-Znajdziemy sobie jakieś usronniejsze miejsce.- szeptał jej to tak blisko ucha,że nie wiedziała czy drży od utraty krwi, zimna, czy jego bliskości , z którą nie miała siły walczyć.
-Czego...chcesz?-wyszeptała, a z jej ust poleciała kolejna stróżka krwi. Teraz w świetle księżyca zobaczyła, że nie jest czerwona, ale złota.
-No jak to co. Mało kto ma szanse zabawienia się z upadłym aniołkiem w środku lasu. Wygrałem los na niebiańskiej loterii.
-Ja nie upadłam.-zaprzeczyła z większą mocą. Postawił ją na ziemię przyciskając do jednego z pobliskich drzew. Nierówna i chropowata kora powbijała jej się w skórę.
Mimowolnie syknęła, a on się roześmieł. Jego odgłos ponioślo echo odbijające się od pozostałej roślinności.
-Prosze. Jesteś tu, a żaden Anioł nie ma prawa opuścić nieba. Chyba, że nasz kochany opiekun Razjel ci pozwolił, ale szczerzę w to wątpię. Jest to warunek paktu pomiędzy sferami Nieba i Piekła. Wielkie Anioły i Demony mogą tu przebywać tylko za sprawą większej siły. Lilitih mi mówiła, że nie zostałaś nawet przeszkolona. Plus dla niej bo pragnie zagłady świata, ale dla innych wątpię.- Clary wiedziała do czego zmierza i przęłknęła głośno ślina. Jej wzrok wyostrzył się i zobaczyła, że Wiliam szczegółowo jej się przygląda.
-Niegrzeczna. Pewnie nie powiedziałaś innym o swojej potędze i o tym, że jesteś albo wybrana na misję, albo upadła.
Aż cię korci by się dowiedzieć. Ale nie tego chcesz nie chcesz prawdy. Ty chcesz śmierci Jonathana za czyny Sebastiana.- uderzył ją w ranę na piersi i krzyknęła cicho pozbawiona tchu.
-Jak mogłaś zostać Aniołem! Za przywrócenie Sebastiana do życia powinnaś smażyć się w Piekle.
-On...powinien mieć...szanse.- szepnęła ledwo łapiąc oddech.
-Nie! On jest potworem! Zawsze nim był i będzie! Mimo iż tamten Sebastian zginął pozostał Jonathan. Z tym samym wychowaniem i mrocznym sercem. Będzie taki sam jak przedtem! A ty go sprowadziłaś!
-Tak... uratowałam go. Nie skrzywdzisz go. Ma moje błogosławieństwo. - powiedziała to mocniejszym głosem ze stanowczością.
-Ale ciebie mogę.
-Próbuj, ale jego nawet po mojej śmierci nie tkniesz. Wrócę do nieba i znów zejdę.- wyszeptała jeszcze ciszej już prawie krztusząc się powietrzem i swoją krwią.
Poczuła ostatkami świadomości jego napór i mruknięcie zadowolenia przy jej uchu. Poczuła jak dotyka ją mokrą dłonią i śmieje się.
-Rozumiem poniekąd. Jest niezła, ale jej czyny mówią same za siebie. Może mogłaby mi to jakoś wynagrodzić. Co powiesz na to Aniele.- powiedział ostatnie słowo trącając jej policzek głową- głośne warknięcie przetoczyło się po lesie i po chwili leciała w powietrzu. Wiliam ją rzucił, a ona uderzyła z impętem w kolejne drzewo. Spadła z trzeskiem swojej kości na ziemie łapiąc oddech niczym asmatyczka.
Jej oczy nie widziały już niczego oprócz ciemności, a ona sama czuła wszechogarniającą ciemność napierającą ją i strącającą w światło.
Prócz bólu od rany, który rozchodził się na całe ciało czuła jak ktoś nią niesie i przeklina pod nosem.
Dzwięki niknęły w ciemności, a ona sama odrywała się od ciała. Ból stawał się odleglejszy, a światło jaśniejsze, ale nagle w ciemnościach umysły usłychała najpiękniejszy dla niej głos
-Obiecałaś, że ze mną zostaniesz. Powiedziałaś, że wróciłaś dla mnie, do mnie. Nie łam danego mi słowa.- dosłyszała w tym tonie błaganie, czułość, rozpacz jakby miała jego twarz przed sobą.
Nie mogła go zostawić, ale świat był przeciwko niej spychał ją jak odpadek do kosza, a ona kurczowo łapała się jego głosu.
Wróciła, walczyła z mrokiem i śmiercią, wracając do cierpienia do bólu.
Otworzyła chwilowo oczy i krzycząc agonalnie. Zobaczyła zamazane palmy postaci i inne mniej świetliste blaski zieleni i błekitu.
Słyszała stukot butów o drewno podłogi i niewyraźne zdenerwowane krzyki.
Ból stał się wyraźniejszy, a drgawki wtrząsały jej ciałem. Ktoś ją przeniósł i przytrzymał do chłodnej i kojącej powierzchni. Jej sukienka została zerwana i ktoś dotykał jej rany.
Krzyknęła głośniej, ale po chwili głos uwiązł jej w gardle przez wypływającą z ust krew.
-Traci dużo krwi.- wreszcie dosłyszała strzępy rozmów. -Rana jest głęboka, ale nie wiem dlaczego jest aż tak poważna. Jest teraz Aniołem...- znów krzyknęła a uścisk po jednej stronie się zwiększył.
-Ale ten sztylet nie jest z adamantu. To demoniczny metal nasączony trucizną wielkiego demona.- usłyszała głos Jonathana.
-Jona...-wychrypiała i poczuła dotyk na policzku.
-Cii... Wszystko będzie dobrze, nie martw się.
-Nie...- znów się zakrztusiła własną krwią. -Ja nie wrócę... Idę do niej.- nie mogła się skupić. Chciała się pożegnać i przeprosić. Widziała, że demony chcą się jej pozbyć, ale żeby być uwięzioną w piekle...
-Co? O czy, ona mówi?- usłyszała głos Jace'a.
-Anioły po śmierci tutaj idą spowrotem do nieba, ale ona ma w swojej krwi demoniczną truciznę. Dla takich nie ma powrotu jest tylko Piekło.- usłyszała Magnusa, który mówił donośnym, ale smutnym głosem.
-Zrób coś. Musisz!- krzyczał, a Clary poleciała łza. Znów uchyliła powieki i zobaczyła zamazane plamy. Ciemność była za silna.
-Jace- wyszeptała bezdźwięcznie, ale i tak ktoś podszedł.
-Zostajesz tutaj. Rozumiesz. Zostajesz! Nie pozwolę ci odejść. Pamiętasz, jesteś moim światłem, aniele. Nie zostawiaj mnie w ciemności.- pokręciła głową, ale silne i ciepłe dłonie delikatnie objęł jej policzki.
-Jesteś Aniołem do jasnej niebiańskiej cholery! Nie jesteś Upadła! Masz misje! Nie zostawiaj nas. Nie zostawiaj rodziny i Jonathana. Nie opuszczaj mnie!
-Wyjdźcie...- wychrypiała
-Co?
-Zaufaj mi- powiedziała znów bezgłośnie. Gdy nie czuła juź jego dotyku, ani uścisku na dłoniach, zapadła w ciemność.
Szukała światła. Szukała oświetlonej drogi.
Miała jedną szansę, jedyną... Zobaczyła ją chwytała się jej i czuła przeszywające ją ciepło. Tak się czuła za pierwszym razem. Jak się zmieniała i wypalała z siebie wszystko co przeszłe żywym niebiańskim ogniem.
Teraz było podonie, ale Ogień był już wcześniej.
Krzyknęła z bólu i rozchodzącego się ciepła. Przeszukiwał jej ciało zabierając zimną i nieprzyjazną demoniczną truciznę.
Kolejna fala wylała się z jej ciała, tym razem ta zła. Czuła się lepiej, a ból był przyjazny, nie tak ostry i natarczywy szykujący ją do bolesnej śmierci, ale kojący.
Jej ciemność wypełniło światło. Tym razem jej własne. Pochodzące z jej wnętrza, a nie zsyłane przez niebo, przez innych.
Teraz to czuła. Ona zawsze je w sobie nosiła, ale teraz odzyskała.
Otworzyła oczy, a czarna mgła, która przesłaniała jej świat zniknęła.
Jej rana się zasklepiała, a skrzydła rozwinęły oświtlając każdy kąt pomieszczenia, jej anielskie runy się uwydatniły i zaczęły działać. Krew się uzupełniała, a siły wracały.
Rozejrzała się w pełni świadoma widząc kałuże złotej i czarnej krwi wymieszanej z trucizną.
Była prawie naga zasłonięta niebiańską poświatą, ale teraz gdy znikała nie miała niczego na sobie. Jej poszarpana i mokra od krwi sukienka leżała na podłodze.
Skrzydła się schowały i runy zniknęły. Stanęła pewnie na nogach i chwyciła leżący na poplamionej kanapie koc.
Owinęła się nim i ruszyła w stronę rozmów za drzwiami.
-Ona umiera. Zostaw mnie, albo urżnę ci rękę.- usłyszała szamotaninę i krzyki Jace'a.
-Możesz próbować. Kazała jej sobie zaufać, a ja jej wierze.- tym razem odezwał się zdenerwowany Jonathan.
-Czemu tu siedzisz i się szczerzycz Magnusie. Wielki Czarnoksiężnik, a używa swojej magii tylko do ogrzewania swojej dupy.- Clary mimowolnie się uśmiechnęła i pchnęła drzwi do środka i weszła.
-Zostawić was na chwilę by umrzeć, a już chcą się sami zabić. Chyba muszę zwolnić Magnusa i sama was pilnować.- powiedziała zadowolona Clary widząc zszokowane spojrzenia i uśmieszek wyższości Magnusa.
-Ten czarnoksiężnik owszem ogrzewa swoją dupe w chłodne noce, ale ona wyleczyła się sama. I chyba wykiwa mnie z zawodu.
-Clary.
-Nie Anioł święty.- uśmiechnęła się i podbiegła do wrośniętego w podłogę Jace'a.
Oderwała się po chwili od niego, bo miała wrażenie, że przytula marumurowy posąg.
-Najpierw każesz mi ze sobą zostać, a teraz taki jesteś. Mam sobie pójść.- chciała jeszcze coś mu nagadać, ale przysunął ją gwałtonie do siebie i pocałował.
Przez chwilę miała wrażenie, że znów odlatuje, ale nie. Była tu z nim, tak blisko.
-Chyba muszę częściej tak cię szokować.-mruknęła cicho do jego ucha.
-Nawet nie próbuj.

5 komentarzy:

  1. Hahah <3
    "-Chyba muszę częściej tak cię szokować.-mruknęła cicho do jego ucha.
    -Nawet nie próbuj." KOCHAM TO !!!<# <3 <3 Rozdział naprawdę boski <3 Aż brak słów !<3 Pisz szybciutko NEXTA !
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Uff... Wszyscy żyją (ci którzy powinni). Piękny rozdział, a końcówka świetna <3 Liczę na szybkiego nexta ;-)
    Anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak wiem wiem. Ale nie mogę pozabijać wszystkich złych postaci. Świat skrywa kanalie różnego pokroju, a tylko siłą woli dobra pozostają w ryzach. Dlatego są anioły i demony. Aby pokazywać kto ile może z siebie dać.
      Pozdrawiam poetka za dychę,,,,!

      Usuń
  3. Świetny rozdział. Nie mogę się doczekać kolejnego :D

    OdpowiedzUsuń
  4. ACH ten william dał by sobie spokój ale no tak jest komplentnym dupkiem i kretynem.Jace bardzo kocha clary.

    OdpowiedzUsuń