-Jace... Zaraz złamiesz mi żebra.- wydusiła Clary przytulana zbyt mocno przez chłopaka, który zachowywał się inaczej niż zwykle. Clary była przyzwyczajona do zimnego, aroganckiego, a nawet wrednego Jace'a, ale czasem się przed nią otwierał, ale tylko przed nią. W pokoju wciąż byli wszyscy z uśmieszkami. Począwszy od ulgi, szczęściu, a kończąc na drwinie.
-Nie mów Aniele, że jesteś taka delikatna.- rzucił z sarkazmem i aroganckim uśmieszkiem, który tak zawsze kochała. Puścił ją, ale nadal trzymał się blisko niej.
-Czyli zamierzasz mnie wykiwać z zawodu. Co ja pocznę, jak wytrwam w ty świętym spokoju.- rzucił rozbawiony Magnus.
-Dasz sobie radę. Masz tyle ciekawych zajęć na przykład jaką fryzurę dzisiaj sobię strzelę?- rzucił Jace rozsiadając się na kuchennej ladzie.
Byli w małej lecz przytulnej kuchni, w której mieścił się dębowy prostokątny stół, przestronna lada i antyczne drewniane szafki. Widać było, że Magnus cenił sobie wystrój pomieszczeń, w których przebywał.
-Czy łaskawie opowiecie o swojej malowniczej randce. Zakończenie dobrze znamy, ale tak lubię te początki.- zaczął Magnus rozwalając się na krześle i opierając nogi na kolanach Aleca.
-Kiedy ostatnio zmieniałeś skarpetki?- spytał chłopak odwracając glowę najdalej od nóg Magnusa.
-Pewnie myślał, że go takiego lubisz, gdy świntuszy.-rzucił Jace i widocznie miał coś do czarodzieja, bo wybrał go sobie na obiekt drwin. On tylko uśmiechną się szelmowsko i pocałował Aleca w policzek, który zarumienił się i odwrócił wzrok.
-Patrz jak to lubi. A więc czekam na tą historię mrożącą krew w żyłach.- spojrzał na Clary tak i reszta. Jace tylko odwrócił wzrok i widocznie nie chciał jej pomóc.
-Pojawił się Wiliam i zaczął już zmawiać nocnych łowców przeciwko nam, przeciwko mnie i Jonathanowi.-zauważyła jak wszyscy przenoszą gniewny wzrok na niego, ale on stał nieporuszony wpatrzony w podłogę nieprzytomnym wzrokiem.
-Chciał wiedzieć czy jestem Upadlym aniołem, czy wysłanniczką Razjela.
-A kim jesteś?- zapytała Isabelle, która stała z Simonem przy oknie i chyba najdalej od Jonathana.
-Wysłanniczką, ale...-zawachała się przygryzajac boleśnie dolną wargę.
-Ale co?- dopytywał się zaniepokojony Simon. Wciąż wyglądał mizernie, ale powrócił zdrowy błysk w oczach i żyły były bardziej ukryte pod bladą skórą.
-Jest niedobrze.- wyznała Clary, która zamieniła zaniepokojenie w determinacje.
-Zostałam przysłana tutaj aby ochraniać Jonathana, ale to nie był jedyny powód. Clave jest coraz słabsze i bardziej skonspirowane. Już teraz niszczą sojusze z fearie, ale to dopiero początek. Zbliża się kolejna wojna, którą Razjel przewidział nie tylko w naszych szeregach.- zacięła się i spojrzała na przyjciół.
-O co chodzi Clary?- wtrącił i jednocześnie pośpieszył przyszywaną córkę zmartwiony Luke. Clary westchnęła, że musi być posłanniczką takich złych wieści.
-Magnusie napewno przeczuwałeś, że ten dzień nadejdzie.- zwróciła się do czarodzieja, który się już nie uśmiechał.
-Tak. Każdy czarodziej, który ma pochodzenie demoniczne o tym wiedział, ale ja mam tatusia ustawionego troszeczkę wyżej w hierarchi. Anioły stępujące na ziemię, demony, które szybciej wracają w trwalszej postaci. Wszystko może oznaczać tylko jedno.-
-Wielką imprezę?- zapytał Simon, a Isabelle szturchnęła go łokciem w bok.
-Jeśli uważasz porozumienia, które odbywają się co tysiąclecia to tak. Szykuje się wielka impreza, a ludzie tak i śwat nie będą mieli się dobrze.
-Nie rozumiem. Jakie poruzumienia? Przecież zatargi między siłami Nieba i Piekła zostały zażegnane. Anioły upadły dołączając do szeregów Nefilim, lub zostając demonami, ale to wszystko miało początek ku zaraniu świata.- powiedziała zaszokowana Jocelyn w ramionach Luka. Nie mieli szczęścia, aby zostać małżeństwem, a Clary nie otrzymała prawdziwego ojca, którego i tak brała za Luka.
-I właśnie w tym sęk. Poruzumienia się odnowią. Demony nawiedzają ten świat w zbyt dużych ilościach, szeregi Nefilim są nikłe i osłabione. Jeśli równowaga została zachwiana, to widocznie pozostaje tylko jedno.-
-Wojna.- powiedziała z mocą Clary.
-Wielka bitwa, w którą wmiesza się pierwszy raz Niebo i Piekło. Jeśli do tego dojdzie cały świat na tym ucierpi. Nic nie przetrwa. Jeśli się rozpocznie to się zakończy, gdy wszystko co żyje umrze i powróci równowaga.
-Jaka równowaga?-dodał zdziwiony Alec.- Jak wszystko umrze, to przecież to będzie złe. Jak to może być dobre. Jak po takiej żezi może nastać równowaga?-
-Aleksandrze. Gdy wszystko zginie pozostaną tylko siły wyższe bez ingerencji człowieka, nefilim, czy pomnejszych demonów. Wszystko powróci do początku, jakby życie i cała nasza historia się nie wydarzyła i wracała do początku.
-To chore.-stwierdziła Isabelle, której oczy niemal pochłaniały światło.
-Taka wola. Zapewne Clarisso masz większą rolę do odegrania tutaj niż się przyznajesz.-powiedział pierwszy raz Jonathan i teraz każdy przyglądał się tej dwójce, nawet Jace odwrócił się od ciekawego punktu na ścianie.
Clary westchnęła i popatrzyła z wyrzutem na brata.
-Tak.-
-Czyli moja druga szansa jest tylko pretekstem aby wysłać poaśrednika nieba.- Clary smutno pokiwała głową i podeszła do Jonathana.
-Jest jakby to ując moją motywacją do działania. Aniołowie nie są tacy jak ja Jonathanie. Myślisz, że one są jak my, nie. Jestem tutaj aby powstrzymać ponowienia porozumień, bo wtedy napewno wybuchnie wojna.
Wiliam już od dawna, od śmierci rodziny zaprzyjaźnił się z pewną demonicą, a ona w prezencie ofiarowała sztylet nasączony demoniczną trucizną. Bardzo blisko się z nim ostatnio styknęłam.- powiedziała to mimowolnie się krzywiąc, przypominając sobie agonalny ból.
-Lilitih?- zapytał z wielkim zielonym oczami Jonathan.
-Twoja przyszywna matka, nie zrezygnowała z dzieci Jonathanie. Szuka nowych i od jakiegoś czasu, a dokładniej od twojej śmierci nie jest zbytnio szczęśliwa. Wiliam jest już jej wysłannikiem, tak jak ja Nieba. Rozpoczyna się Wojna na ziemi.
-Co mamy robić? Kiedy zaczną się porozumienia?- zapytał Luke gładząc się narwowo po brodzie. Clary go rozumiała. Już teraz chciałaby wrzeszczeć lub miotać się po tym duszącym ją małym pokoju.
-Porozumienia rozpoczną się wtedy gdy dojdzie do naszej wojny. Na razie jest spokój, ale jeśli nie powstrzymamy Wiliama będzie coraz gorzej.-
-Ale co on planuje?- zapytała Jocelyn.
-Nie co on planuje, lecz co zamieża Lilitih? Ona zaczęła tą niebezpieczną grę. Tylko teraz musimy wiedzieć w co uderzy.- powiedział zamyślony Magnus, ale jego wzrok był już nieobecny, a myślami był daleko stąd. Było wiadomo już z góry, że ostatnie słowa wypowiadał do siebie.
-Jonathanie. Ty byłeś jej synem. Wiesz może coś o jej planach?- zapytał Luke.
-Nie. Teraz nie. Gdy byłem Sebastanem miałem z nią kontakt, a nawet przebłyski jakiś wizji, ale teraz gdy niebiański ogień wypalił demoniczną krew straciłem to.
-A widziałeś coś wtedy?-dopytywał się, a jego oczy lśniły błękitem. Jocelin patrzyla z przejęciem na syna i nażeczonego.
-Wszystko jest zamazane i niejasne, ale widziałem przebłyski wojny, która nadchodzi. Widziałem, że moje zabawy z Piekielnym Kielichem to tylko początek.- wszyscy wstrzymywali dech i zczęli rozpatrywać czarne scenariusze ich losu.
-Co się stanie jeśli dojdzie do wojny? Będziemy mieli jeszcze jakieś szanse na zahamowanie porozumień?- zapytał Alec.
-Nikłe. Wszystko musimy przemyśleć i zacząć działać przed wojną. Inaczej Piekło wykorzysta szanse, a Niebo nie pozostanie mu dłużne.- powiedziała Clary. Odkręciła się od nich nie chcąc by widzieli jej wyraz twarzy. Wyszła z pokoju, nie czekając na prośby wyjaśnień jej zachowania.
Szła na górę, po tych samych starych, spruchniałych deskach schodów ,ale wszystko stało się jeszcze bardziej ponure.
Gdy dotarła do swoich drzwi dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nie miała zamiaru tam wchodzić. Nie chciała wspominać o ciążącej na niej powinności i o tym, że na końcu będzie musiała razem z innym aniołami zniszczyć świat niekończącą się wojną.
Nie miała zamiaru tego robić, ale widziała co się działo w Niebie.
Przygotowania broni, formowanie zastępów, tylko po to, aby zniszczyć to co ona kochała.
Zapewniali ją, że jeśli będzie przebywać w swojej naturalnej postaci przestanie się tak czuć... jak człowiek.
Weszła do środka, rzucając się w stronę okna i otwierając go na ościeeż wdychała zimne jesienne powietrze.
Okryła się szczelniej kocem hamując łzy. Tego będzie jej brakować. Żalu, łez, miłości do ludzi i poczucia, że jest jedną z nich. Ale już nie jest... I to było najgorsze.
-Chcesz się przeziębić?- usłyszała tak dobrze znany jej aksamitny głos. -Nie usprawiedliwisz się chorobą. Nie uciekniesz przed światem Aniele. Nie uciekniesz ode mnie.- objął ją od tyłu i poczuła przejumjacy ją od niego żar.
-Wiem i to jest najgorsze. Nie chcę zawieść i niszczyć razem z nimi tego co pokochałam. Nie chcę postrzegać świata tak jak oni.- obrucił ją szybko do ciebie spoglądając z góry. Nawet teraz w tej ciemności oświetlanej przez nikły blask księżyca widziała złoto jego oczy i srebrzysty blask włosów.
-Dlatego zostałaś Aniołem, jesteś inna. Może właśnie to pomoże nam zachować pokój. Niech inni zobaczą świat twoimi oczyma. Ja już go widzę, dzięki tobie.
Nie dostrzegałem go, jakby nikną w mroku, a ty rzuciłaś swoje światło.
Potrząsnęła przecząco głową, ale on już chwycił ją za brodę.
-Dlaczego tak we mnie wierzysz? Jestem słaba...
-Słaba? Oh aniele. Kiedy ty w siebie uwierzysz. Jesteś pierwszą osobą oprócz mnie zdolną do tak niebezpiecznych zagrywek. Poświęcasz się dla tych, których kochasz, walczysz o to w co wierzysz i uważasz się za słabą. Jesteś aniołem do świetej, anielskiej cholery i to powinno coś dla ciebie znaczyć. Ja już wcześniej widziałem to w tobie. Czas by dostrzegli to inni.
-Czyli urzekłam cię moimi jak to ująłeś seksownymi skrzydełkami?- Jace uśmiechną się i dostrzegła błysk w jego oczach.
-Oj tego jest o wiele więcej, ale nie chciałbym abyś innych aż tak urzekała.-
-A już miałam tak iść na naradę Clave. I jak ja ich przekonam?
-Weźmiesz mnie ze sobą i ja ich oczaruję swoim urokiem, a twoje skrzydełka pozostawię sobie.- mrukną całując ją w usta.
-Wiesz, że mam na sobie tylko koc?- zaczęła zadziornie, na co on ściągną okrywający ją materiał jednym szybkim ruchem
-Już nie.
Jej , jej *.* nie wiem co napisać xd . Bo mój komentarz nawet w 0.00000000000000000000001 nie równa się z tym roździałem.
OdpowiedzUsuńMasz świetne pomysły , jesteś zdolna . A ja jestem twojom wielką fanką xd ^_^
O rany dziękuję, a myślałam, że rozdział kiepski. Bo wiesz to same zapowiedzi wojny itd. Miło mi, że ci się podoba.
UsuńAnielskie całuski!
Kończą mi się pomysły na to, co napisać w komentarzu. Mam ciągle powtarzać: świetny, boski rozdział? Wiem! Powalający rozdział! Te skrzydełka mnie rozwalają ^.^
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta,
Anna
Oj jak ci się skończą te dobre słowa pozostaną te mniej miłe. Wierzę w ciebie, że jakoś sobie poradzisz.
UsuńDziękuję ci, że czytasz mojego bloga i komentujesz.
Anielskie buziaki!
Rozdział aż brak słów !!! <3 Końcowa scena najlepsza XDXDXD
OdpowiedzUsuńMi też się podoba końcowa scena. Takie są najlepsze.
UsuńDzięki, że się udzielasz na moim blogu. Miło nie pisać do siebie.
Anielskie pozdrowienia!
Blog jest niesamowity, tak jak i ty <3 Nominuję cię do IEBSTE AWARD !
OdpowiedzUsuńWięcej: http://daryaniola-milosc-czyni-nas-klamcami.blogspot.fi/2015/01/liebster-award.html
No to teraz się zacznie.
OdpowiedzUsuń