niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 16 Nie pozwolę ci.

Gdy dotarli już pod sam dom, w którym obecnie mieszkali, Clary czuła się jak sopel lodu. Nawet kurtka Jace'a nie pomagała rozgrzać jej ciała. Podróż powrotna z Jace'em zajął jej o wiele dłużej niż przy towarzystwie Jonathana.
Cały czas opowiadał jej historie o dumnych i słynnych rodach mijanych domostw Nocnych Łowców i oczwiście chwaląc się przy tym, że on w tamtych czasach miałby gigantyczny pałac.
Clary nie spodobały się opowieści o wyprawach na Podziemnych i co najgorsze o Łupach.
Nie mogła pojąć, jak Nefilim mogli być tak bezduszni i nieczuli dla istot podziemnych. Mimo ich pochodzenia raczej powinny obowiązywać jakieś zasady.
Nie mogą sobie także wyobrazić co by zrobiła jakby zobaczyła takie Łupy w domu jakiegoś Nocnego Łowcy. Świadomość, że może nawet niektórzy z nich, którzy nie popierali porozumień, trzymali je nadal w schowkach w domostwach, ją przerażała i napędzała niewnaiścią.
Jak można było odcinać wilkołakom łapy, wyrywać kły i wsadzać do słojów z formaliną na pamiątkę. To tak, jakby Clary swoją znienawidzoną nauczycielkę od angielskiego torturowała szamponem na jej hodowany łupież i odcinała jej głowę na pamiątkę.
Wzdrygała się na same wyobrażenie strachu panującego wśród Podziemnych.
Kolejnym powodem ich przedłużonego spaceru, był żarty Jace'a.
Kilka razy zatrzymali się, bo Jace chciał ją dla zabawy wrzucić do jednego z kanałów Alicante.
Za każdym razem było tak samo.
Clary drżała z zimna, a on w mgnieniu oka łapał ją na ręce i zatrzymywał się przy krawędzi drogi, wychylając się niebezpiecznie w stronę kanału wypełnionego dużą ilością brunatną wodą.

-Jace!!! Ty chyba żartujesz!?- odpowiadał szatańskim śmiechem i udawał, że puszcza ją w odmęty ciemnej wody, która kłębiła się w szczelinach tworząc białą pianę.

-No aniele! Rozwiń skrzydła!- znów próbował ją upuścić, ale w porę przeskoczyła nad nim, robiąc przewrót i popychając go dalej w stronę dziury.
Łapała go wtedy za tył koszuli i sama śmiała się diabelnie.

-Po co mi skrzydła. Raczej tobie są teraz potrzebne.

-TO może mi pożyczysz?- wtedy zazwyczaj łapał równowagę i przewracał ich na kamienny bruk jednej z dróg. Śmiali się oboje mimo, iż porozrywali sobie ubrania i nabawili się kilku nieprzyjemnie fioletowych siniaków.

Ale teraz jak znów stali przed drzwiami, Clary nie miała ochoty tam wchodzić. Mimo przerażliwego chłodu, który już odmrażał jej części ciała, które już przestaje czuć, miała ochotę uciec znów na wzgórza. Zawsze tak robiła gdy była sfrustrowana lub zdenerwowana. :Lubiła znajdować się na wysokości przyglądając się wszystkiemu z pewnej odległości, by zobaczyć pełen obraz.
Jednak powody jej niechęci wcale nie znikną nawet jakby uciekła ryzykując odmrożeniami.
Po pierwsze z obawy na odwet Magnusa, który jednak żył dłużej na świecie od niej i znał się na figlach lepiej od niej.
Wciąż nie mogła sobie wyobrazić go jako Czarownika, który cieszył się każdą chwilą i żartował sobie ze wszystkich, gdy jeszcze miał poniżej stu lat.
Teraz biła od niego powaga i doświadczenie życiowe które czyniły go jeszcze trudniejszym przeciwnikiem.
Drugim powodem była sprawa wyjaśnienia zniknięcia, a raczej odejścia Jonathana na niebezpieczną misję, która polegała na odnalezienie Wiliama i sprawdzenie ilu Nocnych Łowców przeciągną na swoją stronę. Nie mogła sobie wyobrazić Jonathana w ich szeregach, który może tam pozostać niezauważony.
Przecież to głównie na niego szykuję się cały ten bunt i chęć ponownego zabicia go.
Dlatego nie wiedziała, dlaczego jej brat zachowuje się jeszcze mniej odpowiedzialnie od niej.
Westchnęła smętnie i weszła do środka przez stare hebanowe drzwi z wyrytym znakiem rodu rodziny, która tu kiedyś mieszkała.
Znów poczuła przesiąknięty wilgocią i pleśnią zapach wypełniający pomieszczenia domu.
Światła, które Magnus  zamontował magicznie na ścianach i tak nie mogły rozproszyć dziwnego mroku, który krył się w kątach.
Przejście prowadzące do holu w stronę schodów i kolejnych korytarzy było całkowicie puste i według mniemania Clary dziwnie zimne. Jakby sam dom przypominał, że nikt prawowity nie pozostał, aby mieszkać dalej w tym miejscu.
Przeszła korytarzem nie zdejmując kurtki, bo w środku wcale nie było aż tak ciepło, aby samo rozgrzało zmarznięte ciało Clary.
Gdy szła przodem już czuła zapachy rozchodzące się z kuchni, ale także pierwsze odgłosy rozmów.
Popchnęła uchylone drzwi i zobaczyła ich siedzących przy stole.
Jocelyn krzątała się przy blatach kończąc przygotowania.
Luka nigdzie nie było, ale może jeszcze nie zszedł na dół. Clary także nie widziała Magnusa i Aleca, może tak jak Luke jeszcze nie dotarła do niech informacja o posiłku. Za to przy stole siedział już Simon z Isabelle u boku, rozmawiając do siebie z wesołymi uśmiechami.
Simon widocznie dostał już kolejną porcję krwi od przedstawiciela w Radzie, bo jego skóra była mniej blada, a sińce pod oczami zniknęła. Jego oczy błyszczały gdy spoglądał na roześmianą Izz.
Jocelyn pierwsza dostrzegła Claty i Jace' a stojących w przejściu.
Postawiła talerz z kanapkami na stole i podbiegła do córki.
Uściskała ją mocno, gładząc jej rozczochrane przez wiatr włosy.

-No nareszcie. Już miałam sama was szukać. A ty młoda panno nie zapominaj, że twoje ostatnie harce skończyły się niezbyt przyjemnie.- miłe gesty zastąpiło zdenerwowanie na Clary.
Mimo iż Jocelyn zawsze wyglądała na bardzo młodą niż wskazywał wiek, gdy jednak coś ją martwiło jej twarz postarzała się o dziesięć lat.

-Siadajcie, zaraz podam kanapki. A gdzie Jonathan?- zapytała po chwili.
Clary poczuła się niezręcznie, ale musiała wreszcie przekazać tą dla, niektórych ,,wesołą'' nowinę.

-Jonathan wyruszył na swoją własną misję. Chce samodzielnie odnaleźć miejsce pobytu Wiliama i jego świty.- przez chwilę Jocelyn nic nie mówiła, a także jej twarz nic nie pokazywała.
Rozmowy przy stole umilkły i teraz wszystkie oczy były skierowane w stronę Clary.
Jocelyn dopiero po chwili oprzytomniała i zmarszczyła brwi.

-Co? Dlaczego? Dlaczego go nie powstrzymałaś? Przecież on się zabiję!- wybuchła patrząc ze strachem w stronę Clary. Teraz dopiero zobaczyła, jak jej matka jednak martwi się losem jej syna.
Podeszłą do niej i objęła ją.

-Nie mogłam nic zrobić. Jonathan wybrał już swoją drogę, a my musimy zrobić swoją robotę. - odsunęła się od matki i popatrzyła na Isabelle.
Myślała, że ona jednak będzie zadowolona z tej nowin, ale jednak jej twarz nie zdradzała żadnych emocji,. Spuściła  wzrok na splecione dłonie swoje i Simona.
Clary zbyt dobrze znała Isabelle, żeby nie zauważyć, że coś jest nie tak. Ale także zdawała sobie sprawę, że wyciągnięcie z niej nic nie da. Sama musi powiedzieć co jej leży na sercu.
Westchnęła znów patrząc na smutne zielone oczy matki.

-Muszę porozmawiać z Lukiem. Niedługo musimy się udać do Nowego Jorku i rozmówić się z jego stadem. Jonathan uważa, że trzeba zjednoczyć bardziej Podziemnych z Nocnymi Łowcami niż przy ostatniej bitwie z Valentinem.- Jocelyn posmutniała jeszcze bardziej.

-Luke  już wyruszył kochanie. Miał wezwanie do swojego stada. Sytuacja jest kiepska. Doszły go słuchy o kolejnych buntach w szeregach. Podobno Wiliam, także wysyła swoich ludzi, aby dręczyła Podziemnych mimo porozumień. Kiedy was nie było udał się do Konsula i poprosił o przeniesienie go przez bramę. Właśnie niedawno wyruszył. Przykro mi.- Clary poczuła jak jej głowa niebezpiecznie pulsuje od nadmiernych i niezbyt przyjemnych informacji.
Czyli Wiliam jednak uderzył. Chce skłócić ze sobą Podziemnych i Nefilim zrzucając na Nocnych Łowców całą winę.
Przeraziła ją myśl o tym co by się stało, gdyby porozumienia zostały by zerwane.

-Dobrze. Więc pozostaje mi Magnus. Wciąż się boczy za tamto?- Jocelyn jeszcze bardziej się zmieszała. Zanim zdążyła coś powiedzieć, odezwał się Simon. Wstał razem z Isabelle podchodząc z niepewnym uśmieszkiem do Clary.

-Także się spóźniłaś z przeprosinami. Wyruszył razem z Lukiem i Alecem do Nowego Jorku. Chce poszukać przyjaciół w czarownikach, bo także zaniepokoiły go te informacje. Ma zamiar odnowić kontakty i także poszukać zaklęcia na twój niebiański ogień.- na ostatnią wzmiankę uśmiechnął się.
Clary także odpowiedziała mu tym samym z lekkim rumieńcem, chociaż nie wiedziała czy przy jej nowym, zmienionym wyglądzie będzie to aż tak widoczne. Może jednak są jakieś korzyści z bycia Aniołem.
Westchnęła sfrustrowana. Chciała właśnie rozmówić się z przedstawicielami w Radzie, a oni wyruszyli do Nowego Jorku.
Widocznie minęła się z nimi. Odwróciła się do Jace'a, piorunując go wzrokiem, na co on tylko uśmiechną się robiąc niewinną minkę.
Fuknęła na niego na co jeszcze bardziej się wyszczerzył. Odwróciła się do matki.

-Ja też będę musiała przenieść się do Nowego Jorku. Wiliam atakuje nasze miasto nie bez przyczyny., Mamy tam sojuszników i przyjaciół. Jeśli jednak chce wywołać wojnę w Porozumieniach, musimy się rozmówić z przedstawicielami klanów wampirów i udać się do Królowej Jasnego Dworu.- Isabelle zrobiła wściekłą minę.

-Jeśli uważasz, że pójdziesz do tej zgniłej ziemistej buźki sama, to się mylisz. Ona nas nienawidzi. Ostatnio gdy tam u niej byliśmy przecież prawie ją nie zabiliśmy. Jak chcesz ją skłonić do współpracy z tobą.- Clary znów poczuła się oblegana przez wszystkich wzrokowo.
 Poczuła także, że Jace przysuną się do niej bliżej, stając bardziej po jej lewej. Złapał ją mocno za rękę, która jeszcze nie zdążyła mu się ogrzać. Przeszedł ją lekki dreszcz, ale cieszyła się, że ją wspiera, choćby takim małym gestem.

-Mam pewnie pomysł, ale najpierw muszę pogadać z Lily. Poproszę ją o wsparcie w naszej sprawie. Może da się przekonać, aby skontaktowała się z sąsiednimi wielkimi klanami.

-Ale to może już jutro. Dzisiaj wystarczająco dużo czasu kusiłaś los. Jesteś teraz pod obserwacją. Nie wiemy ilu z Nocnych Łowców przeszło już na stronę Wiliama. Pamiętaj, że bitwa z Mrocznymi była zaledwie prawie trzy tygodnie temu. Ludzie tak łatwo nie zapomnieli ile ponieśliśmy ofiar.- powiedziała Jocelyn. Clary niechętnie przyznała jej racje.
Gdy szli nie miała całkowitej pewności, że nie jest śledzona. Ale jednak nie podobała jej się sytuacja, która z każdą chwilą się pogarszała.
Jeśli jednak dojdzie do bitwy między Podziemnymi, a Nocnymi Łowcami, może się uwolnić zbyt wiele mrocznej energii. Demony to wykorzystają i spróbują rozpętać woję.
Clary lekko zadrżała, a Jace błędnie to odczytał.

-Pójdziemy na górę. Trochę przemarzliśmy. Pogadamy później przy kolacji o naszych dlaszych poczynaniach.- nim Clary zdążyła coś powiedzieć, Jace pociągną ją w stronę schodów, zamykajac za sobą drzwi do kuchni.
Przysunął ją do ściany patrząc trochę zbyt zaniepokojonym wzrokiem.

-Jace? Co jest?

-Jaki jest ten twój szalony plan, aby przekonać Królową?- zapytał. Był naprawdę zmartwiony. Clary założyła ręce na piersi, mierząc go wzrokiem.

-Dlaczego uważasz moje plany za szalone?- zaśmiał się nerwowo.

-Clary. Znam cię zbyt dobrze i każdy twój plan był szalony. Chociaż nie powiem. Czasem coś ci się udawało. Na przykład ratunek mnie.- uśmiechnął się łobuzersko.
Zaśmiała się, ale wciąż niepewnie się czuła.
Nieśmiało spojrzała w jego złote oczy, które wpatrywały się w nią ze zwykłą troską.

-Królowa jest od nas zależna tylko przez jej przyrzeczenie lojalności, ale jednak sama z siebie nam nie pomoże. Miałam taki pomysł, aby ją zmusić w trochę nietypowy sposób...

-A tym nietypowym sposobem jest, co? Raczej nie uwiedziesz Królowej jak twój braciszek. Prędzej ja bym mógł. -Clary walnęła go lekko w ramie, na co on uśmiechną się arogancko.

-Nie. Chodziło mi o coś innego. Gdy byłam jeszcze w Instytucie znalazłam jedną książkę o Fearie.
Była tam mowa o nienawiści między władcami Jasnego i Ciemnego Dworu. Miałam taki pomysł, żeby...

-NIE!!!- krzykną na nią z furią. Złapał ją mocno za ramiona przyciskając mocniej i boleśniej do ściany.

-Nie pozwolę ci! Chcesz pertraktować z Ciemnym Dworem ,ale nie wiesz nic o jego naturze. Nic nie wskórasz. Poznałaś Fearie z Jasnego Dworu. Oni już są niegodziwi i podstępni, a ludzie z Ciemnego Dworu są jeszcze gorsi. Nie wypuszczą cię od siebie wcale lub o zdrowych zmysłach.
Nie pójdziesz do nich. Wybij to sobie z głowy!- Clary mierzyła się z nim wzrokiem.
Nie chciała mu odpuścić, ale także wiedziała, że Jace ma trochę racji.
Czytał o Ciemnym Dworze i widziała ryciny z ich historii, która nie była zbytnio zachęcająca do ich bliższego poznania. Ale nie miała wyboru.
Nie mogła polegać na ich przyrzeczeniu lub na flirtach Jace'a.
Została Aniołem po to aby właśnie dokonywać rzeczy, których nie mogą inni.
Jeśli ona nie może się dogadać z Ciemnym Dworem i tym samym  zmusić do pomocy Jasny Dwór, to nikt tego nie dokona.

-Dobrze. Na razie wygrałeś. Nie rozmawiajmy już na ten temat. Musimy skupić się na Liliy i na innych Podziemnych. Na koniec pozostawimy Fearie.- Jace widocznie nie kupił jej ustępstwa, ale westchną ciężko i puścił jej ramiona.

-Nie odpuścisz.- popatrzył na nią już łagodnie, z lekkim uśmieszkiem.

- Dobrze, na razie zostawmy to. Później jeszcze się o to pokłócimy.

-Lubię się z tobą kłócić.-uśmiechnęła się.- Chociaż lubię cię także w bardziej potulnej wersji.- Jace uśmiechną się już normalnie, bez złej miny. Westchnął i pociągną ją w stronę schodów.

Noc nadeszła szybciej niż Clary się spodziewała. Cały ten czas poświęciła na przeglądaniu starych ksiąg w bibliotece obok pokoju Jonathana. Jace także jej dotrzymywał towarzystwa, ale częściej ją rozpraszał i celowo wnerwiał.
Szukała jakiś dodatkowych informacji na temat dawnych Wielkich Klanów Wampirów, które utrzymały się do dzisiejszych czasów. Znalazła sporo materiałów na temat dzisiejszych przywódców, ale także szukała czegoś nowego na temat Ciemnego Dworu.
Niestety jego historia była bardzo stara i żadne księgo się nie utrzymały.
Westchnęła z rezygnacją i razem z Jace'em zeszła na dół.
Gdy weszła do kuchni kolacja byłą już gotowa. Niestety zaopatrzenie ich lodówki ograniczała się tylko do żółtego sera i szynki. Na szczęście mieli także chleb. Więc musieli się ograniczyć do kanapek.
Jocelyn postawiła jeszcze czajnik i zalała gorącą wodą herbatę znalezioną w starych szafkach.
Simon z Isabelle znów rozmawiali, ale tym razem mniej wesoło.
Izz znów była przygaszona i nie spoglądała na Simona, a nawet nie zwróciła uwagi na Clary i Jace'a.
Simon bezskutecznie próbował widocznie wymusić z niej prawdę.
Jocelyn usiadła i uśmiechnęła się cierpko do nich.

-Niech zgadnę co na kolacje.- zaczął zdegustowany Jace.- Tak jak wczoraj, kanapki. I jak przed wczoraj, kanapki i jak...

-No już dobrze. Może chcesz sam iść po zakupy i coś ugotować, Jace?- zapytała Izz.

-Na pewno będzie smaczniejsze i bardziej jadalne od twoich ceglanych kanapek. Na nich można tępić serfickie noże.

-Bo może one są na demony, a nie na niewinne kanapki?- powiedziała ze złością.

-No one niewinne nie są. Są raczej mordercze. Śnią mi się po nich koszmary.- udał przerażonego. Isabelle nie wytrzymała i cisnęła w niego jedną z kanapek na swoim talerzu.
Uderzyła go niespodziewanie w twarz, zachwiał się i wylądował na brudnym szarawym dywaniku.

-Patrzcie. Lepsze niż serfickie miecze na demony. Na ciebie jace działa dobra kanapka.- powiedziała uśmiechnięta Izz strzepując okruszki z dłoni.
Simon jak i Clary nie pohamowali śmiechów, nawet Jocelyn uśmiechnęła się pod nosem.
Jace wstał chwiejnie, z serem na głowie, który wieszał mu się z włosami.

-I ty mówisz, że twoje kanapki są niewinne?- usiadł naprzeciw Izz, mierząc ja wzrokiem.

-Ale weź, jakby cię zabiła na twoim nagrobku byłby wyryty fajny napis.

Jace Herondale.
Najbardziej arogancki Nocny Łowca.
Poległy przez zabójczą Kanapkę 

-Chociaż na ja będę miał nagrobek. Ty już jesteś martwy, wampirze.- wycelował w niego pacem.

-No jasne. A pomyślałeś, że może umarłem od twojego ciętego dowcipu?

-I osobistego wdzięku i nieprzeciętnego intelektu i...

-I skromności.- mruknęła znudzona Isabelle.
Ich rozmowy przy kanapkach zawsze tak wyglądały, a Clary mogła zawsze oderwać się przy tym od złych myśli.
Nagle drzwi do kuchni się otworzyły i wszedł przez nie Robert Lightwood.

-Tato? Czy coś się stało?- zaskoczona i zaniepokojona Isabelle.
Robert uśmiechną się smutno do córki.

-Niestety nie mam dobrych wiadomości. Przepraszam za porę, ale powinniście wiedzieć co się dzieję w Idrisie. A sytuacja nie jest dobra...


11 komentarzy:

  1. Ja chcę więcej proszę !!! Jesteś świetna

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział B O S K I, ale musisz dodać NEXTA, bo nie wytrzymam !

    OdpowiedzUsuń
  3. http://lm.facebook.com/l.php?u=http%3A%2F%2Fdaryaniolamojciagdalszy.blog.onet.pl%2F&h=bAQHVkulo&enc=AZOLZpIhJH7_ZymgPg9T4oCkqMaqCK5KXNztDI63V52nSML2jc0K2eCKE3qWdu7Pxwhhm8pGAKaez-QruInE3LVCsnCONMSUyQiPQFdoGMEucvYlvlOAGwBDONbftI_dKkv5jV0IBI4Utwrdg83F_YHd&s=1
    Ps : u mnie już 6 roździał zapraszam do komentowania

    OdpowiedzUsuń
  4. Achhhhh świetnie <3 Nic dodać, nic ująć =* I LOVE THIS BLOG, YOU UNDERSTAND??? Więc nawet nie myśl, by go zamykać <3 <3 <3 Czekam na next i życzę ci duuuuuuuużo weny :D
    Wera
    PS. Hej, może odwiedziłabyś nas jeszcze kiedyś na "Bo kochać..."??? Nie zmuszam cię, ale brakuje mi twoich komów, były TAAAAKIE KOCHANE <3 <3 <3
    A jeśli już nie czytasz BKTN, po prostu napisz, zrozumiem. :C Bądź szczera :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ty tak pięknie piszesz :3
    Przygotowania do wojny... Mam nadzieję, że nie poniosą strat w ludziach :-(

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham Twojego bloga! Dlatego zostałaś nominowana LIEBSTER BLOG AWARD! <3

    więcej:
    http://daryaniolacityofangels.blogspot.com/2015/03/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Widzę że będę kolejną, która cię nominowała! <3

    więcej tutaj

    http://witaj-w-miescie-cieni.blogspot.com/2015/03/liebster-award.html#comment-form

    OdpowiedzUsuń
  8. Będzie się działo

    OdpowiedzUsuń
  9. Będzie się działo

    OdpowiedzUsuń