Clary siedziała na wilgotnym pagórku, a jedyną jej ochroną przed mokrą i zimną trawą był jej już poniszczony zielony płaszcz.
Dobrze pamiętała dzień, w którym Luke dał jej go na pierwszy wyjazd do Idrisu.
Akurat gdy po raz pierwszy go założyła został zmoczony w jeziorze Lin.
Kolejne jego przygody zakończyły się tym że do tej pory można doszukiwać się niechodzących plam od demonicznej posoki i widocznych miejsc szycia.
Może ludzie na widok takiego wyblakłego i zaniedbanego płaszcza uważali ją za niechlujną lub przydrożną żebraczkę, ale jej to nie obchodziło.
Nigdy nie uważała się za osobę, która przywiązuje wagę do przedmiotów z jej przeszłości. Jedynym wyjątkiem jest jej pierścień rodowy Morgensternów.
Nosiła go na srebrnym drobnym łańcuszku.
Robiła to ze względu na Jace, ale jednak z biegiem czasu się jednak przywiązała.
Przez ostatnie lata nauczyła się, że przeszłość jest niezmienna. Można tylko wywierać wpływ na przyszłość i kształtować przebieg wydarzeń.
A teraz staję kolejny raz w oko w oko z niebezpieczną misją i zagrożeniem dla całego świata.
Jonathan powiedział jej, że musi zjednoczyć Podziemnych z Mocnymi Łowcami jeszcze bardziej niż za sprawą znaku wiążącego, użytego w ostatniej bitwie z Valentinem.
Miała już pewien szalony plan, ale czy jej czyny nie zawsze takie były?
Jace raz jej powiedział coś podobnego.
Mimo iż mówił, to żeby ją chronić i zmusić do powrotu do Nowego Jorku przyjęła to do serca.
Miała już wcześniej poczucie, że jednak nie patrzy na innych. Że działa nierozważnie, nie patrząc na konsekwencje swych wyborów.
Ale teraz gdy jest na rozstaju jeszcze bardziej to widzi.
Zadrżała , gdy silny podmuch wiatru owiał ją, ale także poczuła chłód w środku nie związany z pogodą.
Im dłużej pozostawała na ziemi, ale jako Anioł nie czuła się jak człowiek. Gdy miała tyko nadmiar anielskiej krwi potrafiła znieść, że umie coś, co inni uważają za nienormalne. Ale teraz gdy w jej żyłach krąży tylko i wyłącznie krew Anioła, wyraźnie czuła się odmienna.
Zaczynała także pojmować zainteresowana Magnusa co do Aniołów.
Magnus jest w połowie demonem, ale całe swoje długie życie próbował dostrzec różnicę między sobą a swoim ojcem. Zawsze zastanawiał się czy demony i anioły różnią się w dużym stopniu, czy też nie.
Im dłużej ona była istotą wyższą tym bardziej miała wrażenie że się zmienia.
Gdy była w Paryżu z Sebastianem, który jeszcze przekonywał ją do swoich poglądów i przyszłych poczynań, powiedział jej coś o czym do teraz rozmyśla.
,, Masz w sobie bezwzględność i lód w sercu...''
Wtedy był w połowie demonem, a ona w połowie aniołem...
Twierdził wówczas, że są tacy sami...
,,Anioły są zimne jak lód...''
Im dłużej była Aniołem tym bardziej się bała, że jednak coś ją zmieni.
Że będzie ,,zimna'' i patrząca na wszystko z wyższością.
Nagle poczuła chłodną rękę na ramieniu.
Momentalnie przypomniała sobie treningi z Jace'em w Instytucie.
Wykorzystała doskonałą dźwignię lekko się podnosząc i przewalając napastnika do przodu. Sama zerwała się na równe nogi przygotowania do obrony.
Wszystko działo się w ułamku sekundy, a po chwili usłyszała znajomy jęk z specyficznym śmiechem.
-Całkiem ładnie. Ale następnym razem proszę o lepsze przywitanie.- Jace strzepną źdźbła trawy z czarnego stroju, ale nawet w lekkim pół mroku Clary dostrzegła, że ma cały przód mokry od wilgotnego podłoża.
Uśmiechnęła się na jego widok i była mu wdzięczna za wyrwania ją z otchłani ponurych myśli.
-Lepsze powitanie... Co powiesz na kopniaka z pół obrotu?- uśmiechną się łobuzersko i wziął ją błyskawicznie na ręce.
Przycisną swoje zimne i lekko spękane od zimna wargi, do jej składając namiętny, ale wyrazisty pocałunek.
-A ja będę za każdym twoim pół obrotem zniewalać cię pocałunkami.
Clary uśmiechnęła się zapominając o mokrej koszulce Jace'a.
Wtuliła się w niego chroniąc przed wiatrem i czując bijący od niego żar.
-To może być kłopotliwe w czasie bitwy.
-Niby dlaczego? Przecież nigdy nie puszczę cię na bitwę, beze mnie.
Najlepszego chłopaka i twoją zabójczą bronią.
-Chodzi ci, że dziewczyny mdleją na twój widok, w szale bitwy i porozrywanych ciuchach?- Clary poczuła jak się lekko śmieje.
-Kurdę dziewczyno. Jak tym nie znasz.- wtulił twarz w jej włosy delikatne całując.
-Chcesz także wykręcić się pocałunkami za każdym razem gdy będziesz mnie śledził?- poczuła jak lekko się spina i popatrzyła na niego ukradkiem.
Miał zaciśnięte mocno szczęki i nieobecny wzrok.
Ale po chwili uśmiechnął się, bacznie się jej przypatrując.
-O nie. Nie śledziłem ciebie tylko Jonathana. Gdybym próbował się wymagać z śledzenia ciebie inaczej bym to zrobił.
-Hym... Klękanie i błaganie o wybaczenie?- parskną śmiechem.
-No weź. To jest zbyt proste. Wolę tradycyjne metody.
-Jakie?
-No wiesz. Znalezienie jakiegoś ustronnego miejsca i doprowadzenie cię do szaleństwa przez moją urzekająca osobę.- Clary przewróciła oczami i zsunęła się z jego objęć.
Wzrok Jace'a zrobił się już inny. Do jego oczu napłynęło ciepłe i płynne złoto, a spojrzenie wyrażało zainteresowanie.
Nim się spostrzegła na co spogląda on już szybko porwał jej rysunek z płaszcza.
Przyglądał mu się z zmieszaną miną, później przeniósł ten sam wzrok na nią.
- Czemu ty mnie nigdy nie narysowałaś? Ja jestem przystojniejszym modelem.- Jonathan poprosił ją o swój lepszy portret niż ten, który namalowała w tamtym mieszkaniu.
Wprawdzie poprosił ją przed tym aby narysowała demoniczne wieże Alicante, ale jakoś jej to nie wychodziło. Koło jej porzuconego płaszcza leżały zwinięte w kulki nieudane rysunki.
Gdy próbowała nadać mu trochę czegoś niezwykłego po prostu jej się nie udawało.
Ale gdy się już poddała zaczęła nie na umyślnie szkicować brata.
Narysowała go gdy niedbale opierał się o futrynę okna , a jego zielony świetlisty błysk w oczach był lekko przygaszony. Przez otwarte okno wdzierały się delikatne powiewy wiatru mierzwiące jego jasne i białe w świetle słońca, włosy.
Westchnęła i wyrwała rysunek Jace'owo, uśmiechając się zwycięsko.
-No nie wiem. Jak możesz być moim modelem gdy nie mogę się skupić na pracy. Twój zbyt cięty arogancki dowcip nie chcę się także przenieść na kartkę. Więc nie wiem jak mam cię narysować.- przez jego twarz przeszedł cień, ale po chwili złudzenie prysło.
Uśmiechnął się I zmierzył ją spojrzeniem.
-Pamiętasz, gdy mówiłem, że nie wierzę w Boga, a anioła nigdy nie spotkałem?- przytaknęła skinieniem głowy.
-Od kiedy pojawiłaś się w moim życiu wszystko się zmieniło. Przede wszystkim ja. Ale także mój sposób patrzenia na świat i słuszność czynów. Jak one wpływają na tych których kochasz.- zrobił lekki postój przypatrując się jej z jakąś nieodgadnioną miną.
-Teraz jestem z tobą i nie wyobrażam sobie cię ponownie stracić. Przyrzekliśmy sobie, że będziemy w tym razem. Dlatego muszę wiedzieć, że mi ufasz.
Clary przeniosła z niego wzrok czując, że zaczyna się łamać. Patrzyła w miejsce gdzie w zielonej gęstwinie znikną Jonathan.
Poczuła, że naprawdę pokrywa się lodem, a Jace był zbyt daleko od niej by jej teraz pomóc.
-Jestem z tobą i ufam ci Jace, ale nie o to chodzi. Ja już sobie nie ufam i póki co, muszę działać samodzielnie.- ujął delikatnie jej brodę i nakierował z powrotem jej wzrok na siebie.
W jego płynnym złocie, Clary dostrzegła niepokój i troskę.
Poczuła wyrzuty sumienia zżerające ją od środka.
-Obiecuję ci, że wszystko ci wyjaśnię. Całą sprawę, ale nie teraz. Musisz mi dać trochę czasu.- westchnął i objął ją ramieniem.
-Dobrze.
-Zapewne jeśli śledziłeś Jonathana to go wiedziałeś.- westchnął i sięgną po jej płaszcz. Widocznie wyczuł, że jest mokry, bo zdjął swoją czarną kurtkę narzucając jej na ramiona.
-A co to za wymiana? Wkładaj.-uśmiechnął się.
- Może później będę ubierał się w dziewczyńskie fatałaszki. Ale wiedz, że mi trudno odmówić. Cholernie seksownie wyglądam w zielonym.
Najpierw wróćmy do domu.
-Poczekaj. Musimy zaczekać na Jonathana.- Jace wzmocnił swoje objęcie.
-Clary. On już wyruszył.- Clary zamarła wpatrując się w przerażeniu w gęstwinie.
Chciała już ruszyć, ale Jace ją powstrzymał.
-Zostaw! Muszę pójść za nim! Muszę go znaleźć i kopnąć za kłamstwo. -Jace zaśmiał się nerwowo.
- Cała ty. Jak myślisz, czy Jonathan nie wiedział, że jeśli będziesz wiedziała kiedy odchodzi to go puścisz.
- No i co. Przecież i tak go nienawidzisz. Co ci szkodzi, że zginie.- przewróciła się gdy Jace podciął jej nogi, ale tuż przy ziemi złapał ją za materiał kurtki.
Pochylił się nad nią, a jego oddech jako jedyny i ciepły głaskał jej twarz.
-Myślisz, że Jonathan jest mi obojętny?- zapytał marszcząc brwi.
-A nie. Przecież odejdzie cię jeśli ktoś go zabiję. Może nawet byś się cieszył...
-Clary.- w tym jednym słowie i zarazem jej imieniu było tyle powagi, pewności i miłości, że zamilkła wpatrując się oczekująco.
-On może nie jest dla mnie kimś ważnym. Nawet przydrożny kundel bardziej mnie obchodzi od Jonathana, ale ciebie tak.
Kochasz go i oddałaś największą cenę za jego powrót i drugą szansę. Widzę teraz w tobie tą dziewczynę, którą pokochałem. Odważną i pewną swoich czynów.
Nie obchodzi mnie czy się zmieniłaś z wyglądu, chociaż teraz wyglądasz równie pociągająco co dawniej, widzę wciąż tą prawdziwą i nie zastąpioną Clary.
Tobie zależy na losie Jonathana i wiedz, że mnie też, że względu na ciebie. Jak powiedziałaś mnie obejdzie jego śmierć, ale ciebie nie.
Rozumiem to i będę starał się go bronić, dla ciebie.
Ale teraz on ma swoje zadanie, a my nasze.-przyciągnął ją z powrotem do siebie, stając na nogach.
-Muszę porozmawiać z Radą.- powiedziała wpatrując się nieobecnym wzrokiem w miejsce odejścia Jonathana. Miała poczucie, że powinna pójść tam i go odnaleźć, ale Jace miał rację. Teraz mają odmienne zadania i coraz mniej czasu.
- Wiem. Ale wiesz, że twój brat wymagał się tym samym przed zemstą Magnusa.- Clary momentalnie otrzeźwiała.
- Nie no. Teraz to naprawdę go kopnę.
-Ale pamiętaj, że z pół obrotu.- uśmiechnęła się.
- Coś zapomniałeś o tym, że jesteśmy w kłopotach razem.
-No ej. Nie będę ci pomagał golić pozostałych owłosionych miejsc Magnusa. Z tym idź do Aleca. On przynajmniej się w tym orientuję.- Clary zaśmiała się.
- Nie nie mam zamiaru dbać aż tak i Magnusa. Muszę wiedzieć, że jakby co uratujesz mnie przed latającymi golarkami i brzytwami.
- Mam zabrać piankę do golenia?
-Nie. Jonathan załatwił coś lepszego na poskromienie rozwścieczonych czarodziej.
-Chodzi ci o ten przydrożny sklep do którego wszedł?- przytaknęła.
-Chodźmy zobaczyć czy Magnus jest takim potężnym Czarodziejem Brooklynu za jakiego się uważa. Bo przyznam się szczerze, że anielski ogień troszkę utrudnia w czarowaniu.
-Czekaj. Chcesz powiedzieć, że teraz Magnus cały czas będzie wyglądał jak po trafieniu pioruna.
-On cały czas tak wyglądał, ale teraz jest to bardziej realistyczne niż przy pomocy żelu.- zaśmiał się obejmując i całując ją w zmarznięty policzek.
Ruszyli kierując się w dół wzgórza widząc już pierwsze kamienne dróżki i początki kanałów.
-Chciałbym wiedzieć czym biedny Magnus zasłużył sobie na swoją karę.- spojrzał na nią unosząc jedną brew. W świetle południowego słońca jego oczy i długie włosy zadawały się błyszczeć szczerym złotem.
Uśmiechnęła się i miała poczucie, że nie jest to uśmieszek godny grzecznego aniołka.
- W skrócie, zadarł z niewłaściwym Aniołkiem...
Weny mi brakowało, ale jutro będzie się coś działo. Mam już pewien plan na fajny rozdział.
Pozdrawiał was!
Dobrze pamiętała dzień, w którym Luke dał jej go na pierwszy wyjazd do Idrisu.
Akurat gdy po raz pierwszy go założyła został zmoczony w jeziorze Lin.
Kolejne jego przygody zakończyły się tym że do tej pory można doszukiwać się niechodzących plam od demonicznej posoki i widocznych miejsc szycia.
Może ludzie na widok takiego wyblakłego i zaniedbanego płaszcza uważali ją za niechlujną lub przydrożną żebraczkę, ale jej to nie obchodziło.
Nigdy nie uważała się za osobę, która przywiązuje wagę do przedmiotów z jej przeszłości. Jedynym wyjątkiem jest jej pierścień rodowy Morgensternów.
Nosiła go na srebrnym drobnym łańcuszku.
Robiła to ze względu na Jace, ale jednak z biegiem czasu się jednak przywiązała.
Przez ostatnie lata nauczyła się, że przeszłość jest niezmienna. Można tylko wywierać wpływ na przyszłość i kształtować przebieg wydarzeń.
A teraz staję kolejny raz w oko w oko z niebezpieczną misją i zagrożeniem dla całego świata.
Jonathan powiedział jej, że musi zjednoczyć Podziemnych z Mocnymi Łowcami jeszcze bardziej niż za sprawą znaku wiążącego, użytego w ostatniej bitwie z Valentinem.
Miała już pewien szalony plan, ale czy jej czyny nie zawsze takie były?
Jace raz jej powiedział coś podobnego.
Mimo iż mówił, to żeby ją chronić i zmusić do powrotu do Nowego Jorku przyjęła to do serca.
Miała już wcześniej poczucie, że jednak nie patrzy na innych. Że działa nierozważnie, nie patrząc na konsekwencje swych wyborów.
Ale teraz gdy jest na rozstaju jeszcze bardziej to widzi.
Zadrżała , gdy silny podmuch wiatru owiał ją, ale także poczuła chłód w środku nie związany z pogodą.
Im dłużej pozostawała na ziemi, ale jako Anioł nie czuła się jak człowiek. Gdy miała tyko nadmiar anielskiej krwi potrafiła znieść, że umie coś, co inni uważają za nienormalne. Ale teraz gdy w jej żyłach krąży tylko i wyłącznie krew Anioła, wyraźnie czuła się odmienna.
Zaczynała także pojmować zainteresowana Magnusa co do Aniołów.
Magnus jest w połowie demonem, ale całe swoje długie życie próbował dostrzec różnicę między sobą a swoim ojcem. Zawsze zastanawiał się czy demony i anioły różnią się w dużym stopniu, czy też nie.
Im dłużej ona była istotą wyższą tym bardziej miała wrażenie że się zmienia.
Gdy była w Paryżu z Sebastianem, który jeszcze przekonywał ją do swoich poglądów i przyszłych poczynań, powiedział jej coś o czym do teraz rozmyśla.
,, Masz w sobie bezwzględność i lód w sercu...''
Wtedy był w połowie demonem, a ona w połowie aniołem...
Twierdził wówczas, że są tacy sami...
,,Anioły są zimne jak lód...''
Im dłużej była Aniołem tym bardziej się bała, że jednak coś ją zmieni.
Że będzie ,,zimna'' i patrząca na wszystko z wyższością.
Nagle poczuła chłodną rękę na ramieniu.
Momentalnie przypomniała sobie treningi z Jace'em w Instytucie.
Wykorzystała doskonałą dźwignię lekko się podnosząc i przewalając napastnika do przodu. Sama zerwała się na równe nogi przygotowania do obrony.
Wszystko działo się w ułamku sekundy, a po chwili usłyszała znajomy jęk z specyficznym śmiechem.
-Całkiem ładnie. Ale następnym razem proszę o lepsze przywitanie.- Jace strzepną źdźbła trawy z czarnego stroju, ale nawet w lekkim pół mroku Clary dostrzegła, że ma cały przód mokry od wilgotnego podłoża.
Uśmiechnęła się na jego widok i była mu wdzięczna za wyrwania ją z otchłani ponurych myśli.
-Lepsze powitanie... Co powiesz na kopniaka z pół obrotu?- uśmiechną się łobuzersko i wziął ją błyskawicznie na ręce.
Przycisną swoje zimne i lekko spękane od zimna wargi, do jej składając namiętny, ale wyrazisty pocałunek.
-A ja będę za każdym twoim pół obrotem zniewalać cię pocałunkami.
Clary uśmiechnęła się zapominając o mokrej koszulce Jace'a.
Wtuliła się w niego chroniąc przed wiatrem i czując bijący od niego żar.
-To może być kłopotliwe w czasie bitwy.
-Niby dlaczego? Przecież nigdy nie puszczę cię na bitwę, beze mnie.
Najlepszego chłopaka i twoją zabójczą bronią.
-Chodzi ci, że dziewczyny mdleją na twój widok, w szale bitwy i porozrywanych ciuchach?- Clary poczuła jak się lekko śmieje.
-Kurdę dziewczyno. Jak tym nie znasz.- wtulił twarz w jej włosy delikatne całując.
-Chcesz także wykręcić się pocałunkami za każdym razem gdy będziesz mnie śledził?- poczuła jak lekko się spina i popatrzyła na niego ukradkiem.
Miał zaciśnięte mocno szczęki i nieobecny wzrok.
Ale po chwili uśmiechnął się, bacznie się jej przypatrując.
-O nie. Nie śledziłem ciebie tylko Jonathana. Gdybym próbował się wymagać z śledzenia ciebie inaczej bym to zrobił.
-Hym... Klękanie i błaganie o wybaczenie?- parskną śmiechem.
-No weź. To jest zbyt proste. Wolę tradycyjne metody.
-Jakie?
-No wiesz. Znalezienie jakiegoś ustronnego miejsca i doprowadzenie cię do szaleństwa przez moją urzekająca osobę.- Clary przewróciła oczami i zsunęła się z jego objęć.
Wzrok Jace'a zrobił się już inny. Do jego oczu napłynęło ciepłe i płynne złoto, a spojrzenie wyrażało zainteresowanie.
Nim się spostrzegła na co spogląda on już szybko porwał jej rysunek z płaszcza.
Przyglądał mu się z zmieszaną miną, później przeniósł ten sam wzrok na nią.
- Czemu ty mnie nigdy nie narysowałaś? Ja jestem przystojniejszym modelem.- Jonathan poprosił ją o swój lepszy portret niż ten, który namalowała w tamtym mieszkaniu.
Wprawdzie poprosił ją przed tym aby narysowała demoniczne wieże Alicante, ale jakoś jej to nie wychodziło. Koło jej porzuconego płaszcza leżały zwinięte w kulki nieudane rysunki.
Gdy próbowała nadać mu trochę czegoś niezwykłego po prostu jej się nie udawało.
Ale gdy się już poddała zaczęła nie na umyślnie szkicować brata.
Narysowała go gdy niedbale opierał się o futrynę okna , a jego zielony świetlisty błysk w oczach był lekko przygaszony. Przez otwarte okno wdzierały się delikatne powiewy wiatru mierzwiące jego jasne i białe w świetle słońca, włosy.
Westchnęła i wyrwała rysunek Jace'owo, uśmiechając się zwycięsko.
-No nie wiem. Jak możesz być moim modelem gdy nie mogę się skupić na pracy. Twój zbyt cięty arogancki dowcip nie chcę się także przenieść na kartkę. Więc nie wiem jak mam cię narysować.- przez jego twarz przeszedł cień, ale po chwili złudzenie prysło.
Uśmiechnął się I zmierzył ją spojrzeniem.
-Pamiętasz, gdy mówiłem, że nie wierzę w Boga, a anioła nigdy nie spotkałem?- przytaknęła skinieniem głowy.
-Od kiedy pojawiłaś się w moim życiu wszystko się zmieniło. Przede wszystkim ja. Ale także mój sposób patrzenia na świat i słuszność czynów. Jak one wpływają na tych których kochasz.- zrobił lekki postój przypatrując się jej z jakąś nieodgadnioną miną.
-Teraz jestem z tobą i nie wyobrażam sobie cię ponownie stracić. Przyrzekliśmy sobie, że będziemy w tym razem. Dlatego muszę wiedzieć, że mi ufasz.
Clary przeniosła z niego wzrok czując, że zaczyna się łamać. Patrzyła w miejsce gdzie w zielonej gęstwinie znikną Jonathan.
Poczuła, że naprawdę pokrywa się lodem, a Jace był zbyt daleko od niej by jej teraz pomóc.
-Jestem z tobą i ufam ci Jace, ale nie o to chodzi. Ja już sobie nie ufam i póki co, muszę działać samodzielnie.- ujął delikatnie jej brodę i nakierował z powrotem jej wzrok na siebie.
W jego płynnym złocie, Clary dostrzegła niepokój i troskę.
Poczuła wyrzuty sumienia zżerające ją od środka.
-Obiecuję ci, że wszystko ci wyjaśnię. Całą sprawę, ale nie teraz. Musisz mi dać trochę czasu.- westchnął i objął ją ramieniem.
-Dobrze.
-Zapewne jeśli śledziłeś Jonathana to go wiedziałeś.- westchnął i sięgną po jej płaszcz. Widocznie wyczuł, że jest mokry, bo zdjął swoją czarną kurtkę narzucając jej na ramiona.
-A co to za wymiana? Wkładaj.-uśmiechnął się.
- Może później będę ubierał się w dziewczyńskie fatałaszki. Ale wiedz, że mi trudno odmówić. Cholernie seksownie wyglądam w zielonym.
Najpierw wróćmy do domu.
-Poczekaj. Musimy zaczekać na Jonathana.- Jace wzmocnił swoje objęcie.
-Clary. On już wyruszył.- Clary zamarła wpatrując się w przerażeniu w gęstwinie.
Chciała już ruszyć, ale Jace ją powstrzymał.
-Zostaw! Muszę pójść za nim! Muszę go znaleźć i kopnąć za kłamstwo. -Jace zaśmiał się nerwowo.
- Cała ty. Jak myślisz, czy Jonathan nie wiedział, że jeśli będziesz wiedziała kiedy odchodzi to go puścisz.
- No i co. Przecież i tak go nienawidzisz. Co ci szkodzi, że zginie.- przewróciła się gdy Jace podciął jej nogi, ale tuż przy ziemi złapał ją za materiał kurtki.
Pochylił się nad nią, a jego oddech jako jedyny i ciepły głaskał jej twarz.
-Myślisz, że Jonathan jest mi obojętny?- zapytał marszcząc brwi.
-A nie. Przecież odejdzie cię jeśli ktoś go zabiję. Może nawet byś się cieszył...
-Clary.- w tym jednym słowie i zarazem jej imieniu było tyle powagi, pewności i miłości, że zamilkła wpatrując się oczekująco.
-On może nie jest dla mnie kimś ważnym. Nawet przydrożny kundel bardziej mnie obchodzi od Jonathana, ale ciebie tak.
Kochasz go i oddałaś największą cenę za jego powrót i drugą szansę. Widzę teraz w tobie tą dziewczynę, którą pokochałem. Odważną i pewną swoich czynów.
Nie obchodzi mnie czy się zmieniłaś z wyglądu, chociaż teraz wyglądasz równie pociągająco co dawniej, widzę wciąż tą prawdziwą i nie zastąpioną Clary.
Tobie zależy na losie Jonathana i wiedz, że mnie też, że względu na ciebie. Jak powiedziałaś mnie obejdzie jego śmierć, ale ciebie nie.
Rozumiem to i będę starał się go bronić, dla ciebie.
Ale teraz on ma swoje zadanie, a my nasze.-przyciągnął ją z powrotem do siebie, stając na nogach.
-Muszę porozmawiać z Radą.- powiedziała wpatrując się nieobecnym wzrokiem w miejsce odejścia Jonathana. Miała poczucie, że powinna pójść tam i go odnaleźć, ale Jace miał rację. Teraz mają odmienne zadania i coraz mniej czasu.
- Wiem. Ale wiesz, że twój brat wymagał się tym samym przed zemstą Magnusa.- Clary momentalnie otrzeźwiała.
- Nie no. Teraz to naprawdę go kopnę.
-Ale pamiętaj, że z pół obrotu.- uśmiechnęła się.
- Coś zapomniałeś o tym, że jesteśmy w kłopotach razem.
-No ej. Nie będę ci pomagał golić pozostałych owłosionych miejsc Magnusa. Z tym idź do Aleca. On przynajmniej się w tym orientuję.- Clary zaśmiała się.
- Nie nie mam zamiaru dbać aż tak i Magnusa. Muszę wiedzieć, że jakby co uratujesz mnie przed latającymi golarkami i brzytwami.
- Mam zabrać piankę do golenia?
-Nie. Jonathan załatwił coś lepszego na poskromienie rozwścieczonych czarodziej.
-Chodzi ci o ten przydrożny sklep do którego wszedł?- przytaknęła.
-Chodźmy zobaczyć czy Magnus jest takim potężnym Czarodziejem Brooklynu za jakiego się uważa. Bo przyznam się szczerze, że anielski ogień troszkę utrudnia w czarowaniu.
-Czekaj. Chcesz powiedzieć, że teraz Magnus cały czas będzie wyglądał jak po trafieniu pioruna.
-On cały czas tak wyglądał, ale teraz jest to bardziej realistyczne niż przy pomocy żelu.- zaśmiał się obejmując i całując ją w zmarznięty policzek.
Ruszyli kierując się w dół wzgórza widząc już pierwsze kamienne dróżki i początki kanałów.
-Chciałbym wiedzieć czym biedny Magnus zasłużył sobie na swoją karę.- spojrzał na nią unosząc jedną brew. W świetle południowego słońca jego oczy i długie włosy zadawały się błyszczeć szczerym złotem.
Uśmiechnęła się i miała poczucie, że nie jest to uśmieszek godny grzecznego aniołka.
- W skrócie, zadarł z niewłaściwym Aniołkiem...
Weny mi brakowało, ale jutro będzie się coś działo. Mam już pewien plan na fajny rozdział.
Pozdrawiał was!
Super. Z niecierpliwoscią czekam na nexta. :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Trochę szkoda, że Jonathan poszedł tak bez pożegnania, ale to była wyższa konieczność. Poskramianie gniewu Mangusa-to może być ciekawe. Czekam na nexta ;-*
OdpowiedzUsuńSuuuper <3 Było moje CLACE <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńCzekam na NEXTA !
Niesamowite!!!! Czekam na nexta! ^O^
OdpowiedzUsuńŚwietny czekam na next !!! ***Wiki
OdpowiedzUsuń