Aleca obudziły słyszalne przez ściany dość głośne rozmowy.
Rozejrzał się po pokoju, ale nie zauważył Magnusa. Było jeszcze ciemno, a księżycowe światło tłumiła roleta, dając tylko w tym mrocznym pomieszczeniu lekko srebrną poświatę.
Jedynym minusem mieszkania z czarownikiem, były dziwne przedmioty walajace się wszędzie dookoła.
Jakoś umiał przyzwyczaić się do brudnych słoików wypełnionych podejrzanymi substancjami, które nawet w zamknięciu były dość dobrze wyczuwalne, starymi lekko spleśniałymi księgami oraz obowiązkowym wyposażeniem Magnusa. Czyli stertami ekstrawaganckich ubrań, kosmetyków wliczając w to przede wszystkim brokat i żel do włosów. Ale jednak najgorsze były zbytnio nietypowe przedmioty wystroju.
Raz natkną się przypadkiem na szafę z całym mnóstwem suszonych skrzydełek fearie, proszku z kłów wampira, oczu czarownicy, oraz najróżniejsze demoniczne posoki i ich trucizny. Pomijając, że na dolnej półce były dość osobliwe bokserki Magnusa nie miał ochoty znów natknąć się na coś podobnie obrzydliwego.
Wstał z łóżka kierując się w stronę drzwi i coraz głośniejszej rozmowy. Gdy podszedł bliżej dostrzegł, że drzwi były lekko uchylone, a z salonu docierało do niego nikłe światło lampy. Przybliżył się jeszcze bardziej próbując dosłyszeć strzępy rozmowy toczącej się w pomieszczeniu obok.
Rozejrzał się po pokoju, ale nie zauważył Magnusa. Było jeszcze ciemno, a księżycowe światło tłumiła roleta, dając tylko w tym mrocznym pomieszczeniu lekko srebrną poświatę.
Jedynym minusem mieszkania z czarownikiem, były dziwne przedmioty walajace się wszędzie dookoła.
Jakoś umiał przyzwyczaić się do brudnych słoików wypełnionych podejrzanymi substancjami, które nawet w zamknięciu były dość dobrze wyczuwalne, starymi lekko spleśniałymi księgami oraz obowiązkowym wyposażeniem Magnusa. Czyli stertami ekstrawaganckich ubrań, kosmetyków wliczając w to przede wszystkim brokat i żel do włosów. Ale jednak najgorsze były zbytnio nietypowe przedmioty wystroju.
Raz natkną się przypadkiem na szafę z całym mnóstwem suszonych skrzydełek fearie, proszku z kłów wampira, oczu czarownicy, oraz najróżniejsze demoniczne posoki i ich trucizny. Pomijając, że na dolnej półce były dość osobliwe bokserki Magnusa nie miał ochoty znów natknąć się na coś podobnie obrzydliwego.
Wstał z łóżka kierując się w stronę drzwi i coraz głośniejszej rozmowy. Gdy podszedł bliżej dostrzegł, że drzwi były lekko uchylone, a z salonu docierało do niego nikłe światło lampy. Przybliżył się jeszcze bardziej próbując dosłyszeć strzępy rozmowy toczącej się w pomieszczeniu obok.
-Dobrze wiesz Magnusie, że nie mogę tego zrobić. Brzydzę się działaniami mojego ojca, ale tylko głupiec sprzeciwił by się jego woli. Ty jako jeden z nielicznych powinieneś mnie najlepiej rozumieć, twoim ojcem jest sam Asmodeusz.-
Aleca przeszedł zimny dreszcz. Wiedział, że Magnus jest synem jednego z Wielkich Demonów Piekieł, ale do teraz nie wiedział którego. Nie dziwił się Magnusowi, że omijał szerokim łukiem rozmowy o swoim pochodzeniu. Nikt zapewne nie lubił się chwalić potężnym panem piekła, który nie był zbytnio przyjazną osobą i zapewne kochającym tatą. Nie wyobrażał sobie imprezy urodzinowej organizowanej w Piekle, z chordą demonów jako gośćmi.
-Ale to działa także w drugą stronę Abramie. Ty pierwszy spotykasz się z swoim ojcem regularne.- ostatnie słowa Magnus wypowiedział z nieskrywaną niechęcią.
-Tak, tak. Zawałem z nim pakt niczym z Lucyferem i takie tam. Ale przynajmniej wiem dlaczego to zrobiłem. A ty? Pomagasz Nefilim i temu światu, chociaż twój ojciec daję ci wyraźnie znaki, że na próżno. Ten świat pogrąży się w mroku i zapanują tu demony. To będzie drugi Edom, Magnusie i nic nie uratuje Nocnych Łowców. Sami doprowadzili do swojej zguby.- Alec poczuł lód w żyłach. Wiedział, że na świecie jest coraz gorzej. Demony przybywają w coraz większych liczbach, a Nocni Łowcy zamiast ich unicestwiać są podzieleni i palą wszystkie mosty jakimi są porozumienia z Podziemnymi. Ale gdy słyszy się to regularnie można stracić zmysły w wiecznym napięciu.
-Dobrze znam powagę sytuacji Abramie. Nie musisz tego wciąż przypominać.- warkną Magnus.
Zapadła grobowa cisza zagłuszana jedynie przez szamoczące się w piersi serce Aleca i pulsowanie krwi w uszach. Po chwili ciszę przerwał śmiech.
-No, no. Od kiedy jesteś taki bojowy Magnusie. Gdy spotkaliśmy się w 1789 na peryferiach Limy nie byłeś taki hardy.
Jak dobrze pamiętam dobrze się bawiłeś w Peru, przed wygnaniem. Niech zgadnę znów się zakochałeś w jakiejś wampirzycy jak Camille lub znalazłeś kolejnego przyziemnego.- kolejny śmiech odbił się od ścian i doszedł do uchylonych drzwi zniekształcony jako rechot żaby - Zgadłem co? Łatwo sobie kogoś znajdujesz na te swoje włoskie buciki. Jednak jesteś taki sam. Ale bronisz zaciekle tego świata czyli to nie jest chwilowa miłosna przygoda. Kogo tym razem obdarzyłeś uczuciem? Wampira? Fearie? A może jednak jakiegoś przyziemnego? No może znów natrafiłeś na jakiegoś błękitnookiego chłopca o kruczoczarnych włosach?
Jak dobrze pamiętam dobrze się bawiłeś w Peru, przed wygnaniem. Niech zgadnę znów się zakochałeś w jakiejś wampirzycy jak Camille lub znalazłeś kolejnego przyziemnego.- kolejny śmiech odbił się od ścian i doszedł do uchylonych drzwi zniekształcony jako rechot żaby - Zgadłem co? Łatwo sobie kogoś znajdujesz na te swoje włoskie buciki. Jednak jesteś taki sam. Ale bronisz zaciekle tego świata czyli to nie jest chwilowa miłosna przygoda. Kogo tym razem obdarzyłeś uczuciem? Wampira? Fearie? A może jednak jakiegoś przyziemnego? No może znów natrafiłeś na jakiegoś błękitnookiego chłopca o kruczoczarnych włosach?
-Nie jest teraz to ważne Abramie. Powiedz tylko czy zrobisz to o co cię poproszę.- Abram westchnął. Widocznie nie lubił rozmawiać tylko na ważne tematy. Za to Magnus wydałwał się nieco wzburzony, a w jego głosie Alec dosłyszał już brak cierpliwości, którą zapewne Abram łatwo spowodował, swoim męczącym usposobieniem.
-Tak. Ale za jedną przysługę.
-Nie pożyczę ci Prezesa Miau. Ostatnio przefarbowałeś go na różowo i podpaliłeś mu ogon twierdząc, że wybuchnie jak magiczny obłoczek.
-Nie, może innym razem. Moje życzenie nie dotyczy zwierzątek, a raczej niesamowitych istot. Chcę ,,ją'' poznać.
-To nie zależy ode mnie. A poza tym, wątpię czy jej chłopak dopuści cię do niej. Sam bym się od ciebie trzymał z daleka, ale interesy są teraz ważniejsze niż próby złamiania mojej samokontroli przez ciebie.
-No przestań. Dalej się boczysz o tą głupotę w Wenecji? Wcale nie zniszczyłem tego klubu trzęsieniem ziemi. Chciałem tylko bardziej wstrząśniętego drinka.
-Oczywiście i na pewno dostałeś. Idź już Abramie. Powiadomię cię jeśli będę mógł spełnić twoją prośbę.- Alec już więcej nic nie usłyszał oprócz skrzypienia krzeseł i szelestu ubrań. Przy odgłosie otwieranych i zamykanych drzwi frontowych szybko wrócił do łóżka udając, że śpi.
Po chwili do pokoju wszedł Magnus i także położył się obok Aleca.
Usłyszał tylko westchnienie zmęczonego czarownika i delikatny pocałunek na policzku.
Nawet nie wiedział kiedy zasnął rozmyślając o podsłuchanej rozmowie, zastanawiając się o co w niej chodziło...
Po chwili do pokoju wszedł Magnus i także położył się obok Aleca.
Usłyszał tylko westchnienie zmęczonego czarownika i delikatny pocałunek na policzku.
Nawet nie wiedział kiedy zasnął rozmyślając o podsłuchanej rozmowie, zastanawiając się o co w niej chodziło...
* * *
Po spotkaniu z Jią, Isabelle nie wróciła razem z nimi do ich lokum, wykręcając się ważną sprawą do załatwienia. Clary dobrze wiedziała, że poszła szukać zdenerwowanego Simona, włóczącego się po ulicach Alicante, lub nawet poza jego obrębem.
Sama najchętniej zrobiła by to samo, ale musiała wrócić do domu i porozmawiać z matką o ich jutrzejszej podróży do Nowego Jorku. Zapewne sama myślała o powrocie do ich miasta i spotkaniu w nim Luka.
Clary jednocześnie poczuła ukłucie żalu w sercu i ból związany z zawodem nieodbytego ślubu.
Było już tak blisko do przyjęcia i przeprowadzenia ceremonii na farmie należącej do Luka, więc nic dziwnego, że poczuła zawód.
Lecz oczywiście, jak się już zdążyła o tym przekonać, świat Cieni rządzi się innymi prawami. Teraz zrozumiała matkę, która próbowała ją odciągnąć od wiecznej wojny, ale także zobaczyła, że nie mogłaby patrzeć na to z boku. Zbyt wiele się wydarzyło aby nic nie zdziałaś w tej sprawie.
Jace idący koło niej przez całą drogę powrotną był zamyślony i milczący.
Nawet gdy dotarli na miejsce ucałował ją w czubek głowy i pomkną w głąb ciemnej uliczki, nie mówiąc ani słowa.
Kiedy weszła już do środka, spotkała matkę w salonie siedzącą przy stole i trzymającą w dłoniach parujący kubek. Gdy zobaczyła wchodząca córkę, uśmiechnęła się smętnie.
Sama najchętniej zrobiła by to samo, ale musiała wrócić do domu i porozmawiać z matką o ich jutrzejszej podróży do Nowego Jorku. Zapewne sama myślała o powrocie do ich miasta i spotkaniu w nim Luka.
Clary jednocześnie poczuła ukłucie żalu w sercu i ból związany z zawodem nieodbytego ślubu.
Było już tak blisko do przyjęcia i przeprowadzenia ceremonii na farmie należącej do Luka, więc nic dziwnego, że poczuła zawód.
Lecz oczywiście, jak się już zdążyła o tym przekonać, świat Cieni rządzi się innymi prawami. Teraz zrozumiała matkę, która próbowała ją odciągnąć od wiecznej wojny, ale także zobaczyła, że nie mogłaby patrzeć na to z boku. Zbyt wiele się wydarzyło aby nic nie zdziałaś w tej sprawie.
Jace idący koło niej przez całą drogę powrotną był zamyślony i milczący.
Nawet gdy dotarli na miejsce ucałował ją w czubek głowy i pomkną w głąb ciemnej uliczki, nie mówiąc ani słowa.
Kiedy weszła już do środka, spotkała matkę w salonie siedzącą przy stole i trzymającą w dłoniach parujący kubek. Gdy zobaczyła wchodząca córkę, uśmiechnęła się smętnie.
-Jak rozmowa z Jią? Wszystko dobrze?- usiadła koło matki biorąc od niej kubek. Napiła się i od razu się skrzywiła. Jocelyn uwielbiała pić samą gorącą wodę z cytryną, co dla Clary nie było niczym szczególnym. Jednak ciepło rozeszło się po jej ciele rozluźniając napięcie po niezbyt wesołej rozmowie.
-Nic nie jest w porządku, mamo. Świat się wali, a ja wciąż nie jestem pewna czy można z tym walczyć.
-Zawsze można coś zrobić kochanie, ale jednak pewne rzeczy są nieuchronnie. Ja sama na przykład chciałam ci oszczędzić całego bólu i cierpienia jako Nocny Łowca, a jednak twój los chciał inaczej.- uśmiechnęła się smutno zakładając splątane przez wiatr luźne loki córki za ucho. - A teraz nie jesteś tylko Nefilim, ale także Aniołem. I co z moich działań, jak ty jesteś w samym środku tej wojny? Nie potrafiłam cię ochronić ,tak jak Jonathana.- Clary złapała matkę za rękę.
-Ale Jonathan jest już cały. Ma szansę. Nie zawiodłaś go mamo.
-Nie. Nie mogłam mu pomóc, ale na szczęście ty tak. Może tak samo jest ze światem Clary. Może ty co poradzisz.
-Nie wiem. Na razie Jia wysyła nas do Nowego Jorku. Prosi o pomoc w odnowieniu kontaktów z Podziemnymi i załagodzenia sporów.
-To dobrze. Nie chciałam cię zostawiać tutaj samej. Już wcześniej miałam zamiar wrócić do Luka. Nie jestem już Nocną Łowczynią i nie mogę przebywać na stałe w Idrisie.- Clary westchnęła wstając.
-Czyli wciąż mi nie ufasz, a jestem takim aniołkiem.
-Może i jesteś jakąś istotą wyższą, ale też także nastolatką i samej z Jace'm bym cię nie zostawiła. Nie chcę jeszcze być babcią.- Clary uśmiechnęła się do matki i przytuliła się do niej jakby znów była mała dziewczynką siedząca razem z nią w ich starej kamienicy, mając za zmartwienie tylko zwyczajne sprawy Przyziemnych...
* * *
Jonathan jeszcze nie przywykł, nawet po upływie sporej ilości czasu, do używania pierścienia Valentina.
Wiedział jaką miał przeszłość i wcale nie uśmiechał się do sprawowania nad nim pieczy, ale to była przedśmiertna prośba ojca.
,,Dokończ co ja nie dokończyłem. Weź wszystko co było moje, by stało się użyteczne na działania twoje na tym i w innych światach".
Wtedy właśnie dowiedział się jak wielkie zasoby miał Valentine. Przede wszystkim był to srebrny pierścień wykonany na zamówienie u jednego z najpotężniejszych czarowników ze Spiralnego Labiryntu. W jego środku zawatrte są zaklęcia, które umożliwiają temu kto ma pierścień na palcu, po jego dwuktronym obróceniu, przenieść się do innego miejsca, nawet na drugim kontynencie.
Niestety gdy jeszcze był Sebastianem dowiedział się, że nie można się przenosić dzieki niemu nigdzie indziej niż na ziemi. Dlatego przy atakach z Mrocznymi nie mógł dołączyć później do szeregów, bo jego pierścień nie mógł go przenosić do Edomu. Musiał podróżować razem z wojskami co wtedy bardzo go denerwowało.
Jeszcze pamiętał jak wybuchowy był jako Sebastian. Jak każde negatywne uczucie mamiło jego umysł i nie pozwalało nad nimi do końca panować.
Czuł się jak dzikie zwierzę spuszczone ze smyczy, które nie powinno biegać same.
Teraz jednak siedział znów w jednej z jaskiń ojca i jego kryjówek, gdzie mieściła się także zbrojownia.
Gdy już zaopatrzył się w wszelaką broń do obrony, obrócił pieścień i znów znalazł się na obrzeżach Alicante, w lesie, gdzie odbył ostatnią rozmowę z Jace'm.
Może normalnie prośba blondyna wydałaby mu się dość śmieszna, ale nie w tej sytuacji. Clary możliwe, że jest tylko chwilowo na ziemi i tak jak inne anioły nie może tutaj pozostać. Jeśli jednak spróbuje może upaść i stać się jednym z Wielkich Demonów.
Dlatego rozumiał Jace'a i wyraził swoje poparcie i pozwolenie w tej sprawie.
-Masz je?- nagle spośród drzew i cienia pojawił się ze srogą miną. Jego dłonie nerwowo stukały o ostrze miecza przy pasie, robiąc na skórze palców płytkie rany, ale z nich już sączyła się czerwona krew.
Uśmiechną się widząc go tak zdenerwowanego.
Oto Wielki Jace Herondale, który ukazuje swoje emocje przed innymi.
Oto Wielki Jace Herondale, który ukazuje swoje emocje przed innymi.
-Owszem. Chociaż nie wiem czy ci je dać. Dla jednego musiałem sporo się naszukać. A o drugim wolę nawet nie wspominać. Jakaś baba godzinami mnie przekonywała, że mam okropny gust i wciąż nadeptywała mi na nogę.
-Często tak chyba działasz na kobiety, skoro one twierdzą, że masz tragiczny gust to zapewne tak jest. A twoje palce zapewne wyglądają o wiele lepiej.
-Może. Szkoda, że mnie nie będzie by widzieć twoje zakłopotanie i pokaz jaki odstawisz. Ale ktoś musi ratować świat, a niektórzy muszą się zbłaźnić.
-Ja nawet jak się ośmieszam wyglądam cudownie, że od razu ludzie mi to zapominają i proszą o więcej mnie. A w twoim przypadku, to raczej przy takim bohaterze będą uciekać i skakać z mostów na twój widok. Okropnie byś wyglądał w trykotach.
-Jak moja siostra z tobą wytrzymuje.- westchną na co blondyn uśmiechną się wyniośle. Lecz w jego oczach Jonathan dostrzegł iskierki i blask uczucia.
-Widocznie jest twardsza nawet od ciebie.- nagle spoważniał. -Dowiedziałeś się czegoś?
-W tej sprawie nie. Ale już jestem bliski dojścia do Wiliama. Jedna czarownica mi pomaga z kamuflażem, ale to trochę potrwa. A wy? Podobno wracacie, ale William na pewno kryję się tutaj w Idrisie i nie ma ucieczki.
-Musimy. Podziemni się buntują. A ja muszę pilnować Clary i hamować od głupich wyskoków.
-W tym się dobraliście. Wpadnę do was za tydzień i powiem co się dowiem, ale na razie nie będą już twoim kurierem.
-A już chciałem ci dać napiwek.
-Wystarczy mi to, że może zobaczę twoją klęskę. Ja bym cię nie chciał.
-Jasne. Każdy tak mówi, a w duchu błaga o moje spojrzenia.- pokonany Jonathan podszedł do Jace'a i przekazał mu przedmioty.
Mam nadzieję, że zdążę aby to zobaczyć...
* * *
Isabelle szukała Simona po Alicante wiele godzin dziękując w duchu Razjelowi, że wzięła ze sobą gruby granatowy płaszcz.
Wiatr wiał niemiłosiernie, a z drzew pospadały już ostatnie zbrązowiałe liście, które już dawno straciły swoje złote barwy jesieni.
Przy silniejszych podmuchach tańczyły w małych spiralach w powietrzu, szeleszcząc przy tym smutno.
Robiło się już ciemno, a niedługo musiała wrócić aby spakować swoje rzeczy na wyjazd. W duchu cieszyła się na powrót do Nowego Jorku.
W Instytucie dorastała i tam był jej dom, mimo iż się mówi, że Idris to dom wszystkich Nocnych łowców. Jednak ona nie miała przyjemności przebywania w tym miejscu. Z stąd zostali wygnani jej rodzice i to tutaj uciekł od nich jej ojciec.
W Instytucie dorastała i tam był jej dom, mimo iż się mówi, że Idris to dom wszystkich Nocnych łowców. Jednak ona nie miała przyjemności przebywania w tym miejscu. Z stąd zostali wygnani jej rodzice i to tutaj uciekł od nich jej ojciec.
Jednak to wszystko nie było tak istotne. W tym mieście czuła się jakby w kryjówce, a tam poza obrębem Idrisu czuła się w prawdaziwym, wolnym świecie.
Walcząc z demonami i spełniajać swoje obowiązki czuła się potrzebna. A tutaj wciąż wytykano jej młody wiek, chociaż siedemnaście lat to już prawie dojrzałość.
-Przeziębisz się.- Izz nigdy nie spodziewała się, że ktoś zajdzie ją od tyłu, ale jenak Simon nie był zwykły. Jako wampir umiał chodzić bezszelestnie niczym Nocny łowca po użyciu runów.
Oparty o jeden z budynków, spodlądał na nią swoimi wielkimi ciemnymi oczami, które były często zasłaniane przez długie włosy.
Nie był już tak przeraźliwie blady, widocznie naprawdę poszedł na polowanie, lub zdobył w mieście krew.
-Przez ciebie. Jakbyś jak ostatni kretyn nie uciekł z Sali Anioła, to nie musiałabym teraz cię szukać.- zezłościła się na niego, grożąc mu pacem, na co on tylko się uśmiechną. W cieniu błysnęły jego białe, ostre kły.
-Tak jestem kretynem. Ale ja nigdy od ciebie nie ucieknę Izz. Musiałem pobyć przez chwilę sam. To wszystko mnie przytłacza. Przez jeden dzień stałem się szefem Nowojorskiego klanu wampirów i przedstawicielem w Radzie Clave. Przed tem byłem tylko Simonem, przyziemnym. Później poznałem świat Cieni i stałem się wampirem. Byłem przeklęty, Chodzącym za dnia, a teraz ważną szychą.
Nie przywykłem do tego, że jestem potrzebny.- Isabelle podeszła do niego pewnie i bez wahania położyła dłonie na jego klatce piersiowej, tam gdzie powinno znajdować się bijące serce, a teraz serce wampira.
-Nie jesteś nie potrzebny, Simonie. To właśnie ciebie ja potrzebuję najbardziej. A dla innych też jesteś ważny. Dla Clary zawsze tak było, a teraz także i dla mnie.- przyłożyła dłonie jeszcze mocniej.
-Mimo iż twoje serce nie biję czuję, że jeteś najbardziej wartościową osobą jaką poznałam.
-Tylko nie wspominaj tego przy Jace'e.- uśmiechnęła się.
-Masz waleczne i silne serce. Nie mów nigdy, że nie jesteś potrzebny, bo jesteś i to bardziej niż myślisz.- uśmiechnął się do niej wesoło.
-Tylko nie wspominaj tego przy Jace'e.- uśmiechnęła się.
-Masz waleczne i silne serce. Nie mów nigdy, że nie jesteś potrzebny, bo jesteś i to bardziej niż myślisz.- uśmiechnął się do niej wesoło.
-Zawsze się dziwiłem, dlaczego wybrałaś mnie. Mogłabyś mieć każdego, bo jesteś Isabelle Lighwood, łamaczką serc, a jednak przed mną się otworzyłaś.
-Widocznie twojego serca nie mogę lub nie umiem złamać. A teraz nawet nie chcę, chyba, że w czymś mi podpadniesz.- zaśmiał się głaszcząc przy tym delikatnie jej zaróżowiony policzek.
-Musimy wracać. Zwykle jesteś bardziej gorąca.
-To mnie rozgrzej.- chwyciła go i przyciągnęła do siebie. Gdy jej spierzchnięte od chłodnego wiatru wargi, zetknęły się z jego zimnymi poczuła jak ciepło od razu rozchodzi się po jej ciele. Objęła jego szyję i włożyła dłonie w jego kasztanowe włosy, które od wiatru poskręcały się i lekko poplątały.
Poczuła, że Simon uśmiecha się pomiędzy pocałunkami i nagle sam obją ją w tali.
Gdy wzmógł się wiatr, odsuną się od niej czując jak drży.
-Coś słabo całujesz.- zadrżała znowu, a on uśmiechną się chytrze.
-Może, ale jestem doskonałą taxówką.- zanim Isabelle zdołała zadać pytanie, porwał ją na ręce i ruszył biegiem uliami Alicante. Nie słyszała nic oprócz szumu pędu w uszach i śmiechów Simona, gdy pędzili w stronę domu.
* * *
Rano, gdy już zapakowali swoje rzeczy, których nie było dużo, wyłączając Isabelle, zgromadzili się wszyscy na dole na ostatni posiłek w tym domu.
Clary cieszyła się, że opuszcza już te straszne miejsce, pełen rzeczy poprzednich właścicieli, które przypominały jej o ofiarach w bitwie i śmierci.
Nie miała zamiaru skupiać się na złych rzeczach jakie mogą się wydarzyć, ale nie najlepiej jej to wychodziło.
W nocy nie spała dobrze. Jako Nefilim z większą ilością krwi anioła, miewała dziwne i niepokojące sny, ale gdy zostałą Aniołem, stały się jeszcze bardziej przerażające i rzeczywistrze.
Chciała z kimś o nich porozmwiać, ale Jace wciąż był dla niej dziwnie oschły i trzymał się wciąż zdala. Nawet gdy wrócił wczoraj, nie przyszedł do niej wieczorem. Poczuła ukłucie w sercu i zrodziła się w niej obawa, że Jace już jej nie chcę.
Miała wrażenie, że naprawdę się zmieniła dla innych i dlatego nawet Jace nie może tego znieść. Miała obawy, że to za co ją pokochał odeszło i nic go już przy niej nie trzymało.
Gdy zeszła na dół wszyscy już byli. Jak zwykle Jocelyn przygotowywała kanapki, a Isabelle i Simon siedzieli koło siebie i cicho do siebie szeptali z tajemniczymi uśmieszkami na twarzach.
Simon wrócił z Isabelle bardzo zadowolony i nie sprawiał już wrażenia przejętego zmianami zachodzącymi w jego życiu. Widocznie Izz miała na niego lepszy wpły niż ona.
Kiedy weszła miała wrażenie, że tu nie pasuje. Wszyscy, już nawet Jace, który siedział w kącie i bawił się szyletem, zajmowali się sobą i swoimi sprawami.
Poczuła się odmienna i zapragnęła aby był tu ktoś z kim mogła by pogadać i by ją zrozumiał. W pierwszej chwili pomyślała o Jonathanie.
Zapragnęła mieć teraz koło siebie brata. Wcześniej uważała za niego Simona, ale wszystko stało się inne i trudniejsze po jej powrocie.
Usiadała i Jocelyn już skończyła podawać jedzenie. Uśmiechnęła się do córki i pogłaskała ją po głowie.
Clary starała się nie patrzeć w stronę Jace'a, ale czasem rzucała mu ukradkowe spojrzenia, myśląc, że może uśmiechnie się do niej, czy coś powie.
Ale niestety, znów poczuła ukłucie w sercu i zawód, gdy nie zaszyczycił jej ani jednym spojrzeniem, tylko patrzył intensywnie na trzymaną w dłoniach kanapkę.
Po jedzeniu, wyruszyli do serca Gard i czekali na panią Konsul, która oficialnie zezwoli Clary na stworzenie bramy.
Nomalnie zajmowali się tym czarownicy, ale jej talenty pozostły i nawet się rozwinęły, więc stworzenie portalu nie sprawiłoby jej dużo problemów.
-Co jest Clary?- Simon podszedł do niej z uniesioną jedną brwią, świdrując ją wzrokiem.
-Nic. Dlaczego niby coś miało by być?
-Znam cię nie od dziś, Clary i wiem kiedy coś cię martwi. Zawsze gdy jesteś sfrustrowana lub zmartwiona, marszczysz lekko brwi.- Clary powiedziała pod nosem słówko, które nie przystoi aniołom, na co Simon tylko uśmiechną się zwycięsko. Westchnęła i oparła głowę o ramię przyjaciela.
-Po prostu, wszystko się zmienia, a ja jakoś nie mogę nad tym wszystkim zapanować.
-A kto panuję? Ja sam mam teraz na głowię całą hordę wampirów, króre mnie nienawidzą, ale próbuję o tym nie myśleć.
-Tak. Przecież to taka błahostka. Lepiej by było jakby to była horda twoich fanek.
-Marzeniami można żyć, ale nie zapominając o rzeczywistości. A w tym przypadku moją rzeczywistością, jest Izz. Jakby się dowiedziała, że marzy mi się cała banda oszalałych panienek, to bym raczej nie chciał spotkać tego realu.- Clary uśmiechnęła się.
-Coraz lepiej wam idze w związku?
-Tak.- sapnął.- Izz wczoraj wytłumaczyła mi zasady randkowania i bycia w związku. Myślisz, że zrobi mi z tego test? Muszę zrobić sobię ściągę?
-Te zasady są ogólne. Ale sam musisz wiedzieć co należy, a co nie należy robić w związku. Musisz mieć poczucie, że Izz jest tą jedyną i nie będziesz chciał jej skrzywdzić.
-Gdybym to zrobił, to ona by mnie pocięła, a Alec spalił. Napewno nie będę ryzykował, nie jestem masohistą.
Rozmawiając tak spoglądali na oświetlone wierze Alicante, blaskiem słońca, które wisiał już wysoko na niebie. Niedługo potem, przyszła wreszcie Jia.
-Możecie ruszać. Czary obronne Idrisu pozwolą wam na opuszczenie miasta. Powodzenia życzę i zwiadamiajcie mnie na bierząco o postępach.- Konsul spojrzała przez chwilę na Clary porozumiemawczym wzrokiem i odeszła.
Simon uśmiechną się do niej pokrzepiająco i podeszli oboje do muru.
Gdy stali już bliżej, Clary zauważyła znaki po wcześniejszych zaklęciach i runach oraz wypalone miejsca świadczące o wielokrotnie tworzonych bramach.
Westchnęła skupiając się na swoim zadaniu i już miała sięgać po stele, gdy odezwał się w jej głowie znajomy glos.
Nie potrzebujesz tego Clarisso
To narzędzie niebios, ale ty także nim jesteś
-Wszystko dobrze?- zapytał Simon, a w jego głosie słychać było troskę.
-Tak.- wyszeptała i uniosła dłoń.
Pomyślała o runach jakich używała do otwarcia bram. Wyobraziła sobie ich kształty i czarne linie rysowane stelą.
Przyłożyła dłoń do kamienia, który po chwili zaczą jaśnieć złotym blaskiem, formując się w małe strumyki płynnego złota.
Strumienie wiły się na powierzchni muru tworząc jeden z prostrzych znaków, jakich używali Nocni Łowcy. Zwykła runa ,,Otwórz się'' stworzyła jaśniejące przejście.
Było inne od normalnych bram, bo jej barwa nawet nie przychodziła na myśl niebieski, tylko czyste złoto. Ale także użyła do jej otwarcia znaku, który może tylko normalnie otwierać drzwi.
-Normalnie ręka Midasa. Możesz tak z kamieniami?- zapytał Simon patrząc z podziwem na dzięło Clary.
-Co tak długo?- Jace ciągną już swoje rzeczy i marynarskie worki, pełne serafickich ostrzy w ich stronę.
Clary spiorunowała go wzrokiem i chwyciła szybko swoją małą torbę i pochwę z Hesperosem.
-Nie martw się. Ty pójdziesz jako ostatni.- zanim zdążył jej coś powiedzieć, Clary chwyciła dłoń Simona i rzuciła się w jaśniejące przejscie.
Ta końcówka, boska. Czekam na nexta;D
OdpowiedzUsuńDzięki... Już piszę następnie. ;)
OdpowiedzUsuńRozdział B.O.S.K.I <3
OdpowiedzUsuńPS. Zostałaś nominowana do LBA ! Więcej: http://daryaniolanefilim.blogspot.fi/2015/03/liebster-blog-award_22.html
Niesamowity Rozdział!!!
OdpowiedzUsuńNominuję cię do LBA!!! Więcej TU:
http://the-mortal-instruments-another-story.blogspot.com/2015/03/liebster-blog-award_22.html
Zostałaś nominowana przeze mnie do Liebster award ! Wiecej: http://wszystkokiedysupada.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział <3
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny
Bardzo coool
OdpowiedzUsuń